Strony

Homilie


Homilia z dnia 8 III 2020- kliknij

Homilia 26 I 2020 Niedziela zwykła III
Trwa
czas kolędy. Próbujemy dotrzeć do każdego człowieka, który mieszka na terenie naszej parafii w skład której wchodzą oprócz Brzozy: Chmielniki, Emilianowo, Kobylarnia, Nowe Smolno, Olimpin i Piecki. Radujemy się z każdego spotkania. Dlaczego nadal chodzimy po kolędzie ?
Jezus
Chrystus, gdy rozpoczął swoją publiczną działalność nie otworzył biura, w którym czekał na uczniów. Chodził po tej ziemi. Szedł bowiem od jednej miejscowości do drugiej i tam szukał ludzi. Nawet dzisiaj przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci: Szymona i Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro... rzekł do nich pójdźcie za mną. A potem idąc dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba i Jana, jak z ojcem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim.
Można powiedzieć, że jest jakaś analogia pomiędzy tymi wydarzeniami a kolędą. My także idąc do naszych Parafian prosimy: Pójdźcie za Jezusem Chrystusem. Pójdźmy do naszego kościoła, bo w tej świątyni, którą teraz remontujemy, możemy Go spotkać. I tak naprawdę, kolęda nie przyniesie oczekiwanych owoców, jeśli nie spotkamy się z Jezusem Chrystusem.
Kto z nas usłyszał przed chwilą słowa 27 psalmu i z przekonaniem
powtórzy jego treść: O jedno tylko Pana proszę i o to zabiegam, żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu po wszystkie dni mego życia, abym kosztował słodyczy Pana, stale się radował Jego świątynią.
Niedawno uderzyło mnie podobne jak dzisiaj wołanie Jezusa Chrystusa: Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Ciekawa jest kolejność: Najpierw nawracajcie się, a potem wierzcie w Ewangelię. Wynika stąd, że warunkiem wiary jest nawrócenie. Nawrócenia potrzebujemy wszyscy. Podczas kolędy mam wyraźne wskazania z czego muszę nawrócić się. Dziękuję za każdą uwagę, która wypływa z troski o naszą wspólnotę wiary i o mnie. Proszę także o przebaczenie, jeśli moja uwaga kogoś zabolała. Bardzo zależy nam na tym, abyśmy przyjęli treść apelu św. Pawła: Upominam was, w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa, abyście żyli w zgodzie i by nie było wśród was rozłamów; abyście byli jednego ducha i jednej myśli.
Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. Z czego musimy się nawrócić, czyli co zmienić w swoim życiu na lepsze ? Jakie zło porzucić ?
Najbardziej widoczny jest brak przekonania do wierności niedzielnej Eucharystii. Mam wrażenie, że niektórzy musieliby zwrócić się do Mojżesza z petycją o zmianę treści trzeciego przykazania Bożego. Swoim życiem proponują następujące treści: Pamiętaj, abyś dzień święty święcił raz na rok, dwa razy do roku, może raz w miesiącu, a może przynajmniej co drugi tydzień. Każde opuszczenie niedzielnej Mszy świętej z własnej winy skutkuje grzechem śmiertelnym.
Kościół zabiega także o to, aby w niedzielę oraz w inne dni świąteczne nakazane, czyli dni, w które jesteśmy zobowiązani do uczestnictwa we Mszy świętej:
  • ŚWIĘTEJ BOŻEJ RODZICIELKI MARYI - NOWY ROK (1 STYCZNIA)
  • OBJAWIENIE PAŃSKIE (6 STYCZNIA)
  • WNIEBOWSTĄPIENIE PAŃSKIE
  • NAJŚWIĘTSZEGO CIAŁA I KRWI CHRYSTUSA - BOŻE CIAŁO
  • WNIEBOWZIĘCIE NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY - (15 SIERPNIA)
  • WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH (1 LISTOPADA)
BOŻE NARODZENIE (25 GRUDNIA). W niedziele i w wyżej wymienione dni jesteśmy zobowiązani do uczestnictwa we Mszy Świętej. Ponadto w te dni mamy powstrzymywać się od wykonywania tych prac i zajęć, które utrudniają oddawanie Bogu czci, dalej powstrzymywać się od wykonywania tych prac i zajęć które utrudniają przeżywanie radości właściwej dniowi Pańskiemu i w końcu powstrzymywać się od wykonywania tych prac i zajęć które utrudniają korzystanie z należnego odpoczynku duchowego i fizycznego”. (Kodeks Prawa Kanonicznego - kanon 1247).
Niektórzy nasi Parafianie, szczególnie starsi, podkreślają dobro, jakie
płynie z transmisji Mszy świętych w niedziele. Jeśli jednak ktoś może iść do kościoła, a poprzestaje na transmisji, ten także popełnia grzech śmiertelny. Tak sytuacja jest podobna do oglądania transmisji z dobrego posiłku. Nie spotkałem dotąd nikogo, kto oglądając w telewizji dobre pokarmy zaspokoił swój głód. Za chwilę usłyszymy słowa przeistoczenia: Bierzcie i jedzcie to jest Ciało Moje. Chrystus Pan mówi wielokrotnie: Kto pożywa moje Ciało ma życie wieczne.
Wielką radość sprawiło mi podczas kolędy wyznanie jednej z Pań, która przyczynę swojej radości dostrzegła w zbliżeniu się do Boga i w lekturze Pisma świętego. W ubiegłym tygodniu, w czwartek, byliśmy z ks. Piotrem na pogrzebie naszego profesora ks. Tadeusza Hanelta. Żegnał Go także poczet sztandarowy Polskiego Towarzystwa Turystycznego - Krajoznawczego na którym przeczytałem napis: „Tylko poznawszy swój kraj można gorąco go ukochać i owocnie dla niego pracować”.
To głębokie w swej treści przesłanie jest zbieżne z wyznaniem św. Hieronima. Tłumacz Biblii z języka hebrajskiego na łaciński tak określi swoje zadanie: Spełniam to, co mi zostało polecone, posłuszny przykazaniu Chrystusa mówiącego: "Badajcie Pisma" oraz: "Szukajcie, a znajdziecie"; bo nie chcę usłyszeć tego, co On powiedział Żydom: "Jesteście w błędzie, nie znając Pisma ani mocy Bożej". Apostoł Paweł napisał, że Chrystus jest mocą i mądrością Bożą; otóż ten, kto nie zna Pisma, nie zna mocy i mądrości Bożej. A zatem nieznajomość Pisma jest nieznajomością Chrystusa. 
Nawracajmy się i wierzmy w Ewangelię. Czytajmy Pismo święte w domu. Spotykajmy się z Jezusem Chrystusem na codziennej modlitwie. Korzystajmy z niedzielnej Eucharystii.
O jedno tylko Pana proszę i o to zabiegam, żebym mógł zawsze przebywać w Jego domu po wszystkie dni mego życia, abym kosztował słodyczy Pana, stale się radował Jego świątynią.
Zostaliśmy powołani do wolności …
Człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże został obdarowany wolnością.
Czy człowiek mógł robić wszystko, co chciał ? Nie. Bóg dając człowiekowi wolność zastosował jedynie jedno ograniczenie. Bóg prosił człowieka, aby zaufał swojemu Stwórcy, który najlepiej wie, co jest dobre a co złe. Tylko tyle wymagał Bóg. Stworzyłem Ciebie z miłości i najlepiej wiem, co jest dla Ciebie dobre. Zaufaj mi.
Niestety człowiek nie zaufał Bogu, doszedł do wniosku, że łatwiej i lepiej zrealizuje swoje marzenia z pomocą Złego Ducha. Projekt przedstawiony przez Szatana wydał się bardziej przekonujący. Ta fatalna decyzja człowieka przeciwstawienia się Bogu nosi miano grzechu pierworodnego. Od tej decyzji rozpoczyna się dramat naznaczony, cierpieniem, pracą w pocie czoła, śmiercią.
Człowiek podjął decyzję, że sam będzie decydował o swoim życiu. I wszechmocny Bóg uszanował te decyzję, ale nigdy nie przestał interesować się człowiekiem, nigdy nie przestał człowieka kochać. Cały ST jest historią inicjatyw podejmowanych przez Boga, które miały na celu pomoc człowiekowi. W tym duchu należy odczytać powołanie Elizeusza. W tym duchu należy przede wszystkim misję, jakiej podjął się Jezus Chrystus. Nasz Pan chce dotrzeć do każdego człowieka. Niestety historia opisana w dzisiejszej Ewangelii nie należy jedynie do przeszłości. Nie tylko poszczególni ludzie, ale nawet wszyscy mieszkańcy danej miejscowości mogą powiedzieć Chrystusowi nie chcemy Cię, bo nam zagrażasz ze swoimi poglądami, ze swoja postawą, ze swoim wymogami.
Chrystus, mimo odrzucenia, nigdy nie zrezygnował z żadnego człowieka, którego stworzył.
Chrystus nigdy nie zrezygnował z żadnego człowieka, którego nie tylko stworzył, ale i odkupił, czyli dla każdego z nas przygotował mieszkanie w niebie. Bóg naprawdę wszystko robi, abyśmy ostatecznie znaleźli się tam, gdzie jest cel naszej wędrówki w niebie. Ojciec św. Franciszek zauważył, że ludzie często dysponują wieloma środkami technicznymi, ale nie wiedzą jaki jest sens i cel ich życia. To smutna diagnoza.
Żyjemy w czasach, które określone są mianem postmodernizmu – ponowoczesności.
Co jest dla tego czasu charakterystyczne. Płytkie myślenie nad głębszym sensem i ostatecznym celem ludzkiego życia.
Ks. prof. Bogdan Ferdek – pracownik naukowy Papieskiego Wydziału we Wrocławiu, wielokrotnie obecny w naszym kościele podczas ostatniej konferencji naukowej w Obrze powiedział: Dla ponowoczesności „Dobrem jest wyłącznie postęp i emancypacja. Zło zaś to przywiązanie do korzeni i poszukiwanie granic [...] Wszystko, co służy zachowywaniu i ocalaniu czegokolwiek z przeszłości, uważane jest za zło [...] Konserwatyzm jest na tyle nienormalny, że trzeba opisywać go jako patologię, używając przy tym słów kończących się na <fobia> [...] Słowo <fobia> rozumiane jest raczej jako nienawiść [...] Ponad dyskursem moralnym stoi jednak Postęp, gdyż wszelkie akty okrucieństwa dostępują uniewinnienia, jeśli tylko są dokonywane w imię Postępu”1. W najlepszym przypadku wobec adwersarzy postępu stosuje się miękki terror. Jednym z elementów tego miękkiego terroru jest drwina. Drwić to nie tylko wyśmiewać, ale mieć kogoś za nic. Drwina nie posługuje się argumentami lecz gardzi i poniża. Przykładem drwiny mogą być słowa współczesnej ideologicznej bojówkarki: „Jesteście śmieszni, nieaktualni. Czuć od was naftaliną”. Drwina jest skuteczniejsza od twardego terroru, bo bez pałek usypia umysły. Ludzie nie obawiają się już zbrodniarzy z Łubianki, ale panicznie boją się uchodzić za zacofanych i staroświeckich. Wystarczy, że media uznają jakąś opinię za staroświecką, by natychmiast się jej wyrzekli.
Ch. Delsol, dz. cyt., 25-26.





Czwarta Niedziela wielkanocna

Aklamacja (J 10,14)
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają.

Ewangelia
(J 10,27-30)
Jezus powiedział: "Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. 
Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. 
Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. 
Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. 
I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy".

Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają. 
Jezus Chrystus mówi dzisiaj do nas, że jest dobrym pasterzem, 
a my jesteśmy Jego owcami. Z tego określenia wynika, 
że my – jako Jego owce – nie musimy właściwie nic robić; 
wystarczy, abyśmy do Niego przyszli. Najpierw jednak trzeba, 
abyśmy uznali, że należymy do Niego, że należymy do Jego owczarni, czyli do Kościoła. 
A On zapewnia nas, że nas zna. Dobry Pasterz zna swoje owce. 
„Znać” w języku biblijnym, to nie tylko poznać kogoś i wiedzieć kto to jest, 
ten kogo znamy. Znać to razem żyć. Z tego powodu duszpasterstwo Kościoła 
w całym świecie prowadzone jest przede wszystkim w parafiach, 
chciałoby się powiedzieć we wspólnotach, które znają siebie wzajemnie, 
czyli razem żyją. To co nas wyróżnia, to przede wszystkim nasza relacja do Boga. 
My nie tylko żyjemy razem na terenie naszej Parafii, 
ale przede wszystkim znamy Jezusa Chrystusa, przyznajemy się do Niego. 
Mówimy o sobie, że jesteśmy chrześcijanami. 
Ostatnio czytałem, że przyjmując Komunie świętą, przyjmujemy Ciało i Krew naszego Pana,
 a to oznacza, że w nas płynie Jego krew, dlatego jesteśmy Jego krewnymi, 
bo łączą nas z Jezusem Chrystusem więzy krwi. 
Krewny w języku polskim pochodzi od wspólnoty krwi. 
Nie ulega wątpliwości, że On nas zna, dzisiaj zresztą mówi wyraźnie 
Ja Jestem dobrym Pasterzem, który zna swoje owce. 
Chrystus Pan zna nas lepiej, aniżeli my siebie samych, 
dlatego także przychodzimy do Niego, aby posłuchać, co nam powie. 
Stwierdza: znam owce moje, a moje Mnie znają. Jak poznać Pana Jezusa, 
dostępny niemal dla każdego z nas sposób to czytanie, szczególnie Nowego Testamentu. 
Św. Hieronim tłumacz Pisma świętego z języka hebrajskiego i greckiego na łacinę 
wypowiedział znamienne zdanie: Nieznajomość Pisma Świętego jest nieznajomością 
Chrystusa. Od wstąpienia do seminarium w 1972 roku opuściłem dom rodzinny, 
gdy nie mogłem do niego powrócić pisałem i otrzymywałem listy od mojej Rodziny. 
Zachowałem wszystkie, które otrzymałem. Gdy Rodzice umarli okazało się, że zachowali 
listy także ode mnie. Powracam do nich i odnajduję w nich niezwykłą miłość 
przejawiająca się w zatroskaniu niemal o każdy szczegół mojego życia. 
Nie tylko św. Paweł, ale sam Bóg zostawił nam w spadku listy, w których możemy 
odnaleźć prawdę o Jego miłości do każdego z nas. 
Wybitny polski pisarz Roman Brandstaetter, Żyd nawrócony na chrześcijaństwo, opowiadał, że kilka dni przed śmiercią dziadek zostawił mu w spadku testament. Tak oto napisał swojemu wnukowi: „Będziesz Biblię nieustannie czytał. Będziesz ją kochał więcej niż rodziców… Więcej niż mnie… Nigdy się z nią nie rozstaniesz… A gdy się zestarzejesz, dojdziesz do przekonania, że wszystkie książki, jakie przeczytałeś w życiu, są tylko nieudolnym komentarzem do tej jedynej Księgi”.
Moje owce mnie znają. Jezusa Chrystusa możemy poznawać także na modlitwie w kościele i w domu. On nie tylko uważnie nas słucha, ale i do nas mówi.
Gdy ktoś umiera, proszę rodzinę, aby o zmarłym, czy zmarłej napisała wspomnienie. Okazuje się, że to trudne zadanie i bywa, że kilkadziesiąt lat życia mieści się na jednej kartce. Poznawać Jezusa Chrystusa można na takiej zasadzie, na jakiej my poznajemy siebie wzajemnie. Poznajemy siebie, gdy spotykamy się i rozmawiamy. Mówimy o sobie, ale i życzliwie słuchamy. Ważne i zasługujące na uwagę jest to, co mamy do powiedzenia o sobie, niemniej ważne jest to, co mówi nam ten, kogo słuchamy.
Dziś o poznanie siebie upomina się Jezus Chrystus. Niejako pyta mnie: Czy ty mnie znasz ? Co Ty o mnie wiesz ? Ja jestem dobrym Pasterzem, czy Ty jako mój krewny jesteś, na moje podobieństwo, dobry ? Wzmiankowany powyżej Roman Brandstaetter napisał „Psalm o trzcinie”, oto jego fragment:



Z głębi mej nędzy wołam do Ciebie: 
„Wysłuchaj mojego głosu i moich dziejów 
I nakłoń uszy swoje na głos moich modlitw, 
I uczyń mnie dobrym człowiekiem, 
Albowiem tylko wówczas 
Jestem, 
Gdy jestem dobry. 
Oto jedyna miara 
Mojego człowieczeństwa 
I istnienia”. 
...
Nic nie jest przypadkiem. 
Ty nie grasz w kości, Boże, 
I dlatego jesteś bardzo skomplikowany, 
I dlatego zmierzam do Ciebie 
Trudnymi drogami,  …
Niech będą błogosławione wszystkie drogi, 
Proste, krzywe i dookolne, 
Jeżeli prowadzą do Ciebie, 
Albowiem moja dusza bardziej tęskni za Tobą, 
Niż tęsknią nocni stróże, pokryci rosą, 
Za wschodzącym słońcem. 
Połóż dłoń na człowieczej trzcinie 
I dotknięciem palców obudź w niej 
Muzykę nowego życia, 
Boże”.









Homilia 7 IV 2019 V niedziela Wielkiego Postu

Czy ktoś z nas zastanawiał się kiedyś nad tym, czy Bóg jest szczęśliwy ?
Nie miałem nigdy wątpliwości, że był w pełni szczęśliwy do momentu stworzenia człowieka. Był z pewnością szczęśliwy także z powodu stworzenia człowieka. Przygotował dla niego cały świat, a gdy powiedział niech się stanie człowiek, uradował się, gdy zobaczył koronę całego stworzenia. Był tak szczęśliwy, jak szczęśliwi są rodzice, gdy czekają na narodziny oczekiwanego i kochanego dziecka. A gdy człowiek pojawił się na tym świecie Bóg zrobił wszystko, aby człowiek pozostał szczęśliwy na zawsze. Podpowiedział mu jak żyć, co robić, aby to szczęście zachować. To był raj na ziemi dla Boga i dla człowieka. Człowiek został stworzony na podobieństwo swego Stwórcy, a więc zdolny do miłości, do myślenia, do dokonywania samodzielnych decyzji. I właśnie ze względu na to wyjątkowe obdarowanie pojawił się problem, czy poza tym, co proponuje Bóg nie ma większego szczęścia, czy nie ma innego pomysłu na życie. Moi Koledzy jadąc przez Niemcy zatrzymali się w hotelu prowadzonym przez Polkę. Pewnie byli już po kolacji, bo gdy usiedli przy stole poprosili szefową o herbatę. Wówczas w odpowiedzi usłyszeli ciekawe pytanie: Panowie nie mają innego pomysłu na ten wieczór ?
Gdy człowiek znalazł się w raju, szatan nie tylko pytał z zainteresowaniem o to, co proponuje Bóg, ale sam przedstawił własną ofertę. Nie będę w tym momencie wnikał w dramat grzechu pierworodnego. Faktem jest, że jako jego efekt pojawiły się cierpienie i śmierć. W tej sytuacji nasze szczęście prysło jak bańka mydlana. W tej sytuacji tym bardziej człowiek zaczął wątpić w życzliwość Boga ?! A Bóg robił wszystko co mógł, aby nie naruszyć wolności człowieka, dlatego odwoływał się jedynie do miłości. Chodził za człowiekiem jak zdradzony i odrzucony narzeczony. Nie zrezygnował jednak nigdy z miłości do człowieka. Odczytany dzisiaj fragment proroka Izajasza, jest nowym wyznaniem miłości ze strony Boga: Oto Ja dokonuję rzeczy nowej; pojawia się właśnie. Bóg mówi zacznijmy od nowa, dlatego Nie wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych rzeczy.
Całe dzieje Izraela są nieustanną próbą dotarcia do ludzkiego serca na drodze miłości. Bóg zachowuje się jak żebrak, który prosi posłuchaj mnie, przyjmij mnie, zawierz mi. Nie poradzisz sobie beze mnie, wróć. Wszystko zapomnę przebaczę, bylebyś powrócił, bylebyś zmienił swoje życie. Pan Bóg uczynił wielkie rzeczy dla nas. Gdy żyliśmy w przyjaźni z Bogiem wydawało się nam, że śnimy. Usta nasze były pełne śmiechu, a język śpiewał z radości. Pan uczynił nam wielkie rzeczy i radość nas ogarnęła.
Czas Wielkiego Postu jest wielkim wołaniem Boga o nawrócenie człowieka, wołaniem o szczęście człowieka.


Przed tygodniem widzieliśmy w obrazie starca - Boga Ojca, który z daleka wygląda powrotu marnotrawnego syna. Gdy widzi go z daleka, nie zważa na swój wiek, lecz biegnie naprzeciw młodzieńcowi, który to, co dostał, przepuścił, a teraz wraca jak łachmaniarz, buty spadły już z nóg, w dziurawych kieszeniach nie ma grosza. Pozostała jednak nadzieja, że Ojciec przyjmie, przebaczy. Gdy syn uczy się tego, co chce powiedzieć Ojciec bierze go w ramiona i każe wyprawiać ucztę. Jakże inny jest Bóg, aniżeli nasze wyobrażenie o Nim. Ci, którzy dzisiaj przyprowadzają kobietę do Jezusa Chrystusa. Nie znają Boga, nie znają tej kobiety, nie znają nawet siebie.
Przyprowadzają ją, nie dlatego, że tak bardzo martwią się o to, że pobłądziła. Nawet nie wspominają o mężczyźnie, który także zgrzeszył. Myśleli jedynie o tym, jak znaleźć kolejny argument przeciwko Jezusowi.
Pamiętacie historię króla Dawida. Po grzechu z Batszebą przyszedł do niego prorok Natan i opowiada:
«W pewnym mieście było dwóch ludzi, jeden był bogaczem, a drugi biedakiem.
Bogacz miał owce i wielką liczbę bydła, biedak nie miał nic, prócz jednej małej owieczki, którą nabył. On ją karmił i wyrosła przy nim wraz z jego dziećmi, jadła jego chleb i piła z jego kubka, spała u jego boku i była dla niego jak córka. Raz przyszedł gość do bogacza,
lecz jemu żal było brać coś z owiec i własnego bydła, czym mógłby posłużyć podróżnemu, który do niego zawitał. Więc zabrał owieczkę owemu biednemu mężowi i tę przygotował człowiekowi, co przybył do niego». Dawid oburzył się bardzo na tego człowieka i powiedział do Natana: «Na życie Pana, człowiek, który tego dokonał, jest winien śmierci. Nagrodzi on za owieczkę w czwórnasób, gdyż dopuścił się czynu bez miłosierdzia». Natan oświadczył Dawidowi: Ty jesteś tym człowiekiem. (2 Sam 12,1-7).
Po co my tutaj przyprowadzamy innych ? Po co my tutaj przychodzimy ? Na pewno nie po to, aby osądzać. Przychodzimy tutaj, aby odkryć i doświadczyć miłości Boga objawionej nam w Jezusie Chrystusie. Przychodzimy napełnić się miłością, aby z tą miłością wyjść i tą miłością obdarowywać tych, z którymi żyjemy. Przykładem takiego doświadczenia miłości Jezusa Chrystusa jest Szaweł, który był też biernym świadkiem kamienowania pierwszego męczennika Kościoła św. Szczepana. W Liście do Galatów pozostawił nam bardzo osobiste wyznanie wiary, w którym, otwierając swoje serce przed czytelnikami wszystkich epok, przedstawia najgłębszą pobudkę swojego życia. «Obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie» (Ga 2, 20). Wszystko, co Paweł robi, wywodzi się z tego źródła. Jego wiara to doświadczenie, że jest kochany w sposób bardzo indywidualny przez Jezusa Chrystusa; to świadomość, że Chrystus umarł nie z jakiegoś bezimiennego powodu, ale z miłości do niego — do Pawła, i że jako Zmartwychwstały nadal go kocha, co znaczy, że Chrystus ofiarował się za niego. Jego wiara polega na tym, że jest poruszony przez miłość Jezusa Chrystusa — miłość, która wstrząsa nim do głębi i go przemienia. Jego wiara nie jest teorią, opinią o Bogu i świecie. Jego wiara to oddziaływanie miłości Bożej na jego serce. Toteż ta wiara jest miłością do Jezusa Chrystusa. (Benedykt XVI, homilia z dnia 28 VI 2008).
W powyższym komentarzu lepiej rozumiemy słowa z dzisiejszej Liturgii Słowa (2 czytanie)
Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, mojego Pana.
Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim – nie mając mojej sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość, otrzymaną dzięki wierze w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od Boga, opartą na wierze – przez poznanie Go: zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach – w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych. 
Nie mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonały, lecz pędzę, abym też to zdobył, bo i sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa. 
Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę, w Chrystusie Jezusie. (List do Filipian 3,8-14)
Czy Bóg jest szczęśliwy ? Bóg jest szczęśliwy jak szczęśliwa jest kochająca matka, jak kochający jest kochający ojciec. Bóg jest szczęśliwy, gdy ty, gdy ja, jesteśmy szczęśliwi. Nasze szczęście jest Jego szczęściem. Jezus Chrystus zrobił wszystko, abym był szczęśliwy.

Ode mnie zależy, czy przejmę się tą miłością, przyjmę ją i podzielę się nią w codzienności mojego życia.



Homilia ks. prof. Bogdana Ferdka z dnia 24 III 2019

Jeden z piękniejszych tekstów o Bożym miłosierdziu usłyszeliśmy w ostatniej zwrotce dzisiejszego psalmu: „Miłosierny jest Pan i łaskawy, nieskory do gniewu i bardzo cierpliwy. Bo jak wysoko niebo wznosi się nad ziemią, tak wielka jest łaska Pana dla jego czcicieli”. Ewangelia ilustruje ten tekst krótką przypowieścią o miłosierdziu. Bóg inwestuje swoje miłosierdzie w człowieka, pomimo, że ta inwestycja przynosi straty. Porównany do figowca człowiek nie przynosi owoców i do tego jeszcze generuje straty wyjaławiając ziemię. Ogrodnik, czyli Jezus, pomimo, że inwestycja w człowieka przyniosła straty, daje człowiekowi kolejną szansę. Tą kolejną szansą, jaką daje ponowna inwestycja miłosierdzia, jest metanoja. To greckie słowo oznacza nawrócenie, czyli powrót do źródła i do pierwotnego pomysłu, jakim jest Ewangelia.
Do takiego nawrócenia Bóg może czasami pobudzać opornego człowieka poprzez terroryzm i katastrofy. Jezusowi doniesiono o terroryzmie Piłata, który przelał krew Galilejczyków. Jezus natomiast wiedział o katastrofie budowlanej w Siloam, w wyniku której zginęło 18 Galilejczyków. Zarówno akt terroryzmu Piłata, jak również katastrofę budowlaną, Jezus interpretuje jako wezwanie do nawrócenia. Od terroryzmu Piłata i katastrofy budowlanej o wiele gorszy jest terroryzm i katastrofa potępienia, do której drogą jest grzech. Miłosierdzie Boże czyni wszystko, aby człowieka nie spotkały ten eschatologiczny terroryzm i katastrofa. Jednak do tego potrzeba dwojga – miłosierdzia Bożego i nawrócenia człowieka. Wydaje się to proste, a jednak. Współczesny człowiek bagatelizuje i banalizuje grzech. Ukazał to dosadnie Leszek Kołakowski. Nawet programy partii politycznych głoszą wyzwolenie od śmiesznych, chrześcijańskich przesądów. Do tych przesądów zalicza się grzech. Jeśli ktoś wyobraża sobie, że grzeszy, to powinien pójść do psychoanalityka, a on go wyleczy z tych urojeń. Wytłumaczy mu, że to społeczeństwo i system są odpowiedzialne za to, co uważam za grzech. Jesteśmy ofiarami społeczeństwa i systemu. Dlatego wyobrażanie sobie, że grzech jest we mnie, jest infantylne. Opisane przez Kołakowskiego bagatelizowanie i banalizowanie grzechu można nazwać „grzechem przeciwko Duchowi Świętemu”. Dawne katechizmy nazywały to następująco: „Mieć zatwardziałe serce wobec zbawiennych napomnień”. Taki grzech popełnili ci, którzy kamienowali diakona Szczepana. Na jego biblijne argumenty za nawróceniem, odpowiedzieli kontrargumentami w postaci kamieni. Dzieje Apostolskie określiły ich jako ludzi twardego karku, opornych serc i uszu.
Dzisiaj w głosicieli nawrócenia też uderza się kamieniami. Pół biedy, gdy czynią to różnej maści ideologiczni bojówkarze. Bieda zaczyna się wtedy, gdy Ty, który posypałeś w środę popielcową głowę popiołem i usłyszałeś przy tym wezwanie do nawrócenia, jesteś opornego serca i uszu. Jesteś wtedy podobny do człowieka z przypowieści, w którego Jezus zainwestował miłosierdzie Boże i ta inwestycja przyniosła Jemu stratę. Ale Ty ponosisz jeszcze większą stratę, bo zmierzasz ku eschatologicznemu terroryzmowi i katastrofie. Podejmijmy zatem kolejną inwestycję Bożego miłosierdzia w nas odrzucając zatwardziałe serce i przyjmując zbawienne napomnienie dzisiejszej Ewangelii.





Gorzkie żale – Jezus w relacji do ludzi, którzy Go wspomagają III niedziela wielkiego postu 2019
Podczas tego nabożeństwa przypatrujemy się Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi po to, aby lepiej poznać Jego, a w konsekwencji, aby lepiej poznać siebie.
Przed tygodniem patrzyliśmy na Jezusa Chrystusa w relacji do ludzi, którzy Go krzywdzili. Dzisiaj przyjrzymy się tym, którzy pomagali, czy chociażby próbowali pomóc, Panu Jezusowi na drodze krzyżowej. Źródłem w tej refleksji są najpierw dane zawarte w treści Gorzkich żali. Na wstępie należy ze smutkiem zaznaczyć, że w świetle tego nabożeństwa ludzi dobrych jest mniej.
Na czele dobrych ludzi jest Najświętsza Maryja Panna – Matka Boża, dlatego rozmyślanie gorzkich żali - zgodnie z wolą jej autorów - ofiarujemy również ku czci Najświętszej Maryi Panny, Matki Bolesnej.
Aby wydobyć cierpienia Maryi Autor - ks. Wawrzyniec Benik ze zgromadzenia księży Misjonarzy świetego Wincentego à Paulo posłużył się wymyślonym, lepiej, wymodlonym przez siebie dialogiem. Uczestnicy tego nabożeństwa z głębi swej duszy stawiają Maryi pytania, jakby chcieli dowiedzieć się więcej o przyczynach Jej cierpienia i dzielić z Nią mękę. Ponadto w II części znajdziemy wprost następująca prośbę: Wierni: O Maryjo, Syna swego, ostrym cierniem zranionego, podzielże ze mną mękę! Maryja: Ach, ja Matka tak żałosna, boleść mnie ściska nieznośna, miecz me serce przenika.
To wyznanie Maryi nawiązuje wprost do proroctwa starca Symeona wypowiedzianego do Maryi w świątyni jerozolimskiej: Twoją duszę przeniknie miecz.
Wsłuchajmy się w ten bardzo ciekawy w swej treści dialog, jaki i my prowadzimy z Maryją, podczas Gorzkich żali.
W. Czemuś, Matko ukochana, ciężko na sercu stroskana? Czemu wszystka truchlejesz?
M. Co mię pytasz? Wszystkam w mdłości, mówić nie mogę z żałości, Krew mi serce zalewa.
W. Powiedz mi, o Panno moja, czemu blednieje twarz Twoja? Czemu gorzkie łzy lejesz?
M. Widzę, że Syn ukochany, w Ogrójcu cały zalany, potu krwawym potokiem.
Ach, widzę Syna mojego, przy słupie obnażonego, rózgami zsieczonego!
Ach, widzę jako niezmiernie, ostre głowę rani ciernie, dusza moja ustaje.
W odpowiedzi na wyznania Maryi wierni w swej refleksji niejako idą dalej i proszą o możliwość uczestniczenia w Jej męce:
O Maryjo, Syna swego, ostrym cierniem zranionego, podzielże ze mną mękę!
Dalej Maryja wyznaje:
Obym ja, Matka strapiona, mogła na swoje ramiona, złożyć krzyż Twój, Synu mój!
Maryja, chce przejąć krzyż od swego Syna, chce zamiast Niego dźwigać krzyż. Także i my słuchając wyznania Maryi chcemy uczynić podobnie:
W. Proszę, o Panno jedyna, niechaj krzyż Twojego Syna, zawsze w sercu swym noszę!
Maryja odsłania przed nami swoje serce.
M. Ach, ja Matka boleściwa, pod krzyżem stoję smutliwa, serce żałość przejmuje.
Także w dalszej części dialogu wierni wyrażają gotowość do współuczestniczenia w cierpieniach Maryi. O Matko, niechaj prawdziwie, patrząc na krzyż żałośliwie, płaczę z Tobą rzewliwie! Maryja, jako Matka, tak głęboko uczestniczy w cierpieniach Syna, że przeżywając umieranie swego Dziecka, sama kona: Jużci, już, moje Kochanie, gotuję się na skonanie, toć i ja z Nim umieram!
My odpowiadamy: Pragnę, Matko, zostać z Tobą, dzielić się Twoją żałobą, śmiercią Syna Twojego. W tym wyznaniu jest także zawarta nasza gotowość do naśladowania Maryi w Jej trwaniu przy cierpiącym i umierającym Jezusie.
Po pożegnaniu Maryi z Jezusem: Zamknął słodką Jezus mowę, już ku ziemi skłania głowę, żegna już Matkę swoją! pojawia się prośba wiernych skierowana wprost do Maryi:
O Maryjo, Ciebie proszę, niech Jezusa rany noszę, i serdecznie rozważam.
Z powyższych dialogów prowadzonych z Maryją wynika, że doświadczenie cierpienia Jezusa Chrystusa prowadzi nas do współuczestniczenia w Jego losie do tego stopnia, że rany Jemu zadane i nas ranią. W swej istocie nabożeństwo, w którym uczestniczymy, jest już pewnym spełnieniem tej prośby, ale i domaga się przedłużenia w codzienności naszego życia. Prawdziwe nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny polega na Jej naśladowaniu.

Proszę przyjrzycie się, chociaż przez chwilę, jak Maryja pomaga Jezusowi. Spójrzmy na dwa źródła wiedzy z której możemy skorzystać. Pierwszy to scena ze spotkania z Matką przedstawiona na IV stacji drogi krzyżowej w naszym kościele. Spotkanie wyrażające się w spojrzeniu. Nieraz słowa nie są w stanie wyczerpać prawdy o tajemnicy spotkania, pozostaje milczenie i głębokie przenikliwe spojrzenie, które niesie zapewnienie o miłości. I druga scena, która w tej świątyni, jest zawsze przed naszymi oczami, to scena ukrzyżowania. Jezus ma spuszczoną głowę w kierunku Maryi. Ona nie patrzy już na Niego oczyma ciała, bo Ona – Matka - Mama ma Go w swoim sercu, dlatego nie podnosi głowy, dlatego nie musi patrzeć, bo i tak Go widzi.
W treści Gorzkich żali znajdziemy odwołanie się do dwóch członków sanhedrynu: Józefa z Arymatei i Nikodema - Jezu, od Józefa uczciwie, i Nikodema w grobie pochowany.
Sanhedryn po wkroczeniu legionów rzymskich w 63 r. przed narodzeniem Jezusa był jedyną reprezentacją Żydów wobec władz okupacyjnych. W istocie była to najwyższa żydowska instytucja religijna i sądownicza w starożytnej Judei.
Co wiemy o tych dwóch członkach sanhedrynu ? Pierwszy Józef z Arymatei był człowiekiem dobrym i sprawiedliwym (Łk 23,50), ukrywał swoją przynależność do uczniów Jezusa z obawy przed Żydami. Nie wiemy, czy uczestniczył w decyzji sanhedrynu o postanowieniu śmierci Jezusa, może ratował się nieobecnością. Jako człowiek bogaty posiadał ogród niedaleko Kalwarii, w którym miał przygotowany dla siebie kamienny grobowiec. Po śmierci Jezusa, znając Piłata, poszedł do niego, prosząc o wydanie ciała. Wspólnie ze swoim kolegą ze sanhedrynu Nikodemem zakupili całun i dokonali zabalsamowania ciała Jezusa, a następnie złożyli je do grobu, zabezpieczając wejście kamieniem.
Drugi Nikodem - jako rabin - prosił Jezusa o spotkanie w nocy, które odegrało w nim pozytywne znaczenie, dlatego, że przed sanhedrynem miał odwagę postawić pytanie: Czy prawo nasze potępia człowieka, zanim go się przesłucha i zbada, co czyni ? Tym pytaniem naraził się członkom sanhedrynu, dlatego w odpowiedzi usłyszał ich pytanie Czyż i ty jesteś Galilejczykiem ? To właśnie Nikodem przyniósł około 33 kg mirry i aloesu na balsamowanie ciała Jezusa. (J 19,39).
W podsumowaniu powyższych refleksji należy zaznaczyć, że tylko trzy osoby zostały wymienione w Gorzkich żalach, które wprost pomagały Jezusowi Chrystusowi.

Mamy jednak jeszcze ku pomocy główne źródło naszej wiary – świadectwo Ewangelii. Sięgnijmy więc do zamieszczonych w niej opisów Męki Pańskiej. Poszukajmy ludzi, którzy stanęli, albo przynajmniej próbowali stanąć, po stronie Jezusa. Okaże się, że człowiekiem, który przynajmniej próbował pomóc Jezusowi Chrystusowi przed Jego Męką jest Poncjusz Piłat. Żydzi, którzy byli pod okupacją Rzymian, nie mieli prawa skazywać nikogo na śmierć, dlatego chcąc wyeliminować Jezus Chrystusa ze swego życia religijnego musieli udać się do przedstawiciela władzy okupacyjnej, którym był Poncjusz Piłat - rzymski prefektem dla Judei. Właśnie ten człowiek trafił do naszego wyznania wiary, stąd także wzięło się przysłowie znaleźć się, jak Piłat w credo, co oznacza znaleźć gdzieś niepotrzebnie, przypadkiem, bez zaproszenia.
Dzisiaj w III niedzielę wielkiego postu w Ewangelii według św. Łukasza, w rozdziale 13 pojawia się Piłat, który rozkazał dokonać morderstwa w świątyni jerozolimskiej. Z tego także powodu był przez religijnych Żydów znienawidzony, dopuścił się bowiem świętokradztwa, bo w miejscu świętym przelał krew. W sytuacji jednak, gdy Żydzi chcą uśmiercić Jezusa, udają się właśnie z prośbą o pomoc do Piłata. Nie należy się dziwić, że ten przedstawiciel okupanta, nie okazuje im życzliwości, przede wszystkim chce uniknąć odpowiedzialności za dalsze losy Jezusa, dlatego każe Go osądzić Żydom. Oni jednak domagając się kary śmierci, nie mieli prawa, ani jej orzekania, ani jej wykonywania, dlatego naciskali na Piłata. Pierwszy jego wyrok brzmi: Ja żadnej winy w Nim nie znajduję. Także przy powtórnym spotkaniu Piłat próbuje ułaskawić Jezusa, zamiast zabójcy Barabasza – z racji bowiem zbliżającej się Paschy był zwyczaj, aby ułaskawić jednego z więźniów. Piłat proponuje ułaskawienie Jezusa Chrystusa. Podburzony przez przywódców religijnych tłum woła: Ukrzyżuj Go. Z pewnością do Ludzi przychylnych Jezusowi należy żona Piłata, która prosiła: Nic nie czyń temu sprawiedliwemu, bom dzisiaj we śnie wiele cierpiałam z Jego powodu. (Mt 27,19). Piłat nawet po decyzji o ubiczowaniu Jezusa stwierdza, nie znajduję w Nim żadnej winy (J 19,5), dlatego nadal stara się Go uwolnić. Jednak wobec nacisku tłumu, kazał Go ukrzyżować i dlatego po ludzku patrząc ostatecznie stanął po stronie zła. Władzę, dla której zachowania wydał ten niesprawiedliwy wyrok, i tak utracił po pięciu latach. Legenda głosi, że skazany na wygnanie do Galii, tam z powodów wyrzutów sumienia popełnił.
Na drodze krzyżowej Jezusa pojawia się bardzo przydatny Jezusowi Chrystusowi – Szymon z Cyreny. Żołnierze, którzy jawią się jako ludzie bez sumienia, tutaj świadomi postawionych im rozkazów, widzą, że Skazaniec traci siły i pewnie nie dojdzie na miejsce wykonania wyroku. Nikt z nich nie chce osobiście pomóc, ale okazuje się, że znajdują kogoś, kto może pomóc. O przymuszonym do pomocy Szymonie z Cyreny wiemy tylko tyle, że był ojcem Aleksandra i Rufusa. W naszej tradycji religijnej stał się bohaterem VI stacji drogi krzyżowej. Ciekawe, że Jezus podczas swojej męki sam o pomoc nie prosi, ale i nie odrzuca wymuszonej przez innych pomocy. Może to jakiś znak dla tych, którzy przychodząc do kościoła czują się przymuszeni.
Według relacji św. Łukasza Jezusowi Chrystusowi towarzyszyła wielka rzesza ludu i niewiast (Łk 23, 27), które płakały i narzekały. Należy logicznie sądzić, że w tej liczbie byli i mężczyźni, jednak jedynie kobiety płakały i zawodziły. Należy domniemywać, że byli to ludzie dobrzy, ale bezsilni wobec wyroku i cierpienia. W tej grupie ludzi dobrych było wiele niewiast z daleka, które szły za Jezusem od Galilei, posługując Mu. Wśród nich była: Maria Magdalena, Maria matka Jakuba i Józefa i matka synów Zebedeuszowych, Salome. Wiele z tych Osób dotarło, aż pod krzyż, tylko niektóre mamy wymienione z imienia: Maryja, siostra Matki Jego Maria Kleofasowa i Maria Magdalena. Można w tym miejscu dodać, także obserwując dzień dzisiejszy, że wśród ludzi dobrych prym wiodą kobiety, a wśród nich szczególnie matki, nasze ukochane Mamy.
W gronie ludzi dobrych należy wymienić św. Jana Apostoła i Ewangelistę. Jego rolę dobrze znamy, bo zanim Jezus Chrystus umiera na krzyżu, poleca Janowi, aby wziął Maryję do siebie. Reperkusje teologiczne tej decyzji są wyjątkowe z tego także względu, że i my, tam na krzyżu, zostaliśmy wraz z Janem powierzeni Maryi, jako naszej Matce.
Bardzo blisko krzyża, bo też na krzyżu, był dobry Łotr. Pierwszy kanonizowany i to przez samego Jezusa Chrystusa. Nie wiemy do końca, co go skłoniło do nawrócenia. Nie wiemy, czy słyszał coś wcześniej o Tym, obok którego miał umrzeć. Może wystarczyło towarzyszenie Jezusowi i wpatrywanie się w Niego. Wiemy, że jest nadzieją dla tych, którzy nawracają się w ostatniej chwili przed śmiercią.
W gronie dobrych osób, które, co prawda najpierw czynnie dbali o wykonanie wyroku śmierci, dlatego prowadzili Jezusa na śmierć, byli Setnik i jego ludzie. Jednak, gdy w ramach swej służby odbywali straż przy Jezusie i zobaczyli zjawiska towarzyszące Jego śmierci, zlękli się bardzo i wyznali wiarę: Prawdziwie, Ten był Synem Bożym.
Należałoby jeszcze ukazać rolę Weroniki, ale i ona jest nam dobrze znana jedynie z VI stacji drogi krzyżowej. W przeciwieństwie do przymuszonego Szymona z Cyreny, sama wychodzi z inicjatywą, nie zważając na wrogość otaczających ją żołnierzy.

Jakich ludzi jest na tej ziemi więcej, dobrych, czy złych ?
Śledząc dane zaprezentowane przez Gorzkie żale bez cienia wątpliwości można powiedzieć: Więcej jest ludzi złych, którzy krzywdzą.
To stwierdzenie jest sprzeczne z tym, co wyśpiewał zmarły w roku 2004 Czesław Niemen.
Dziwny jest ten świat,
gdzie jeszcze wciąż
mieści się wiele zła.
I dziwne jest to,
że od tylu lat
człowiekiem gardzi człowiek.

Dziwny ten świat,
świat ludzkich spraw,
czasem aż wstyd przyznać się.
A jednak często jest,
że ktoś słowem złym
zabija tak, jak nożem.

Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!
Przyszedł już czas,
najwyższy czas,
nienawiść zniszczyć w sobie.

Lecz ludzi dobrej woli jest więcej
i mocno wierzę w to,
że ten świat
nie zginie nigdy dzięki nim.
Nie! Nie! Nie!
Przyszedł już czas,
najwyższy czas,
nienawiść zniszczyć w sobie.

Pytanie o to, jakich ludzi jest więcej, jest trudne do odpowiedzi. Każdy z nas ma jednak bardzo realną możliwość sprawdzenia siebie w relacji do Jezusa.
Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie".
Wówczas zapytają sprawiedliwi: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię? lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?" A Król im odpowie: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili". Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: "Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!
Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a nie daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie;
byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie."
Wówczas zapytają i ci: "Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?"  Wtedy odpowie im: "Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili". I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego». (Mt 25, 31-46).
Jeszcze ku refleksji …

Stabat Mater dolorosa
(tekst łaciński i polski)


Stabat Mater dolorósa
iuxta crucem lacrimósa,
dum pendébat Fílius.

Cuius ánimam geméntem,
contristátam et doléntem
pertransívit gládius.

O quam tristis et afflícta
fuit illa benedícta,
mater Unigéniti!

Qua mærébat et dolébat,
pia Mater, dum vidébat
Nati poenas íncliti.

Quis est homo qui non fleret,
Matrem Christi si vidéret
in tanto supplício?

Quis non posset contristári,
piam Matrem contemplári
doléntem cum Fílio?

Pro peccátis suæ gentis
vidit lesum in torméntis,
et flagéllis súbditum.

Vidit suum dulcem Natum
moriéndo desolátum,
dum emísit spíritum.

Eia, Mater, fons amóris
me sentíre vim dolóris fac,
ut tecum lúgeam.

Fac ut árdeat cor meum
in amándo Christum Deum,
ut sibi compláceam.

Sancta Mater, istud agas,
Crucifíxi fige plagas
cordi meo válide.

Tui Nati vulneráti,
tam dignáti pro me pati,
poenas mecum divide.

Fac me tecum pie flere,
Crucifíxo condolére,
donec ego víxero.





Iuxta crucem tecum stare,
ac me tibi sociáre in planctu desídero.

Virgo vírginum præclára,
mihi iam non sis amára,
fac me tecum plángere.

Fac ut portem Christi mortem,
passiónis fac me sortem,
et plagas recólere.

Fac me plagis vulnerári,
cruce hac inebriári,
et cruóre Filii.

Flammis ne urar succénsus,
per te, Virgo, sim defénsus
in die iudícii.

Fac me cruce custodíri,
morte Christi præmuníri,
confovéri grátia.

Quando corpus moriétur,
fac ut ánima donétur
Paradísi glória. Amen.

Stoi Matka obolała,
Łzy pod krzyżem przepłakała,
Gdy na krzyżu Syn jej mrze.

Jakże w duszy jest zmartwiona,
Zasmucona, zachmurzona,
Aż ją poprzeszywał miecz.

Jakże smutnej i strapionej
Matce tej Błogosławionej
Jednorodzonego mieć

I nie łamać się ginącej
Tej pobożnej, tej widzącej
Jednorodzonego śmierć.

Co za człowiek, co nie płacze,
Kiedy Matkę tę zobaczy
W udręczeniu w takim.

Kto niezdolny współczuć czule
Bólom Matki Syna bóle?
Czy ma takie serce kto?

Widzi Matka: Syn Jej, Jezus
Bicze przyjął i krzyż przeniósł
Za calutki ludzki grzech.

Widzi słodkie swe Rodzone
Tak śmiertelnie opuszczone,
Jak ostatni traci dech.

Matko, źródło ukochania,
Daj mi siłę współczuwania
Tylu bólom, żalom Twym.

Serce sobie upodoba,
U Chrystusa kochać Boga;
Sercu memu spraw to Ty

Matko Święta, niechby ono
Przybijano i dręczono,
Niech zasiłki Twoje ma.

Zrób mnie godnym uproszenia,
Udzielenia, udręczenia
Z Twego Rodzonego ran

Daj pobożnie z Twymi łzami
Mieć Twój ból z Ukrzyżowanym,
Póki tym nie przejmiesz mnie.


Niech pod krzyżem z Tobą stoję,
Niech łzy Twoje będą moje, Tego twego płaczu chcę

Panno z Panien Najjaśniejsza,
Już mi nie bądź boleśniejsza,
Tylko daj i mnie łzy lać

Niech Chrystusa śmierć przeniosę,
Mękę zniosę do pomocy,
Niech to przejdę jeszcze raz

Zrób mnie zbitym, poranionym,
Uwięzionym, przepojonym
Krzyżem Syna, Syna krwią.

Płomień ognia mnie nie spali:
Najjaśniejsza mnie ocali
Na ten ostateczny Sąd.

Chryste, a gdy i Ty wyjrzysz,
Daj przez Matkę i mnie przybyć
Do zwycięskich Twoich palm.

A gdy ciało będzie zmarłe,
Spraw, niech duszy będą dane
Twoje nieba pełne chwał. Amen.



Gorzkie żale – Jezus w relacji do ludzi, którzy Go krzywdzą II niedziela wielkiego postu 2019


Podczas tego nabożeństwa przypatrujemy się Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi po to, aby lepiej poznać Jego, a w konsekwencji, aby lepiej poznać siebie.
Przed tygodniem patrzyliśmy na Jezusa Chrystusa w relacji do Boga Ojca. Poznawaliśmy, co przeżywał nasz Pan, szczególnie w Ogrójcu, na modlitwie. Jego relację do Boga Ojca możemy podsumować wyznaniem samego Pana Jezusa: „Pokarmem moim jest pełnić wolę Ojca”.
Dzisiaj chcemy lepiej poznać Jezusa w relacji do ludzi, którzy Go krzywdzili. Pomocą w tej refleksji są najpierw dane zawarte w treści Gorzkich żali. W pobudce, czyli w pierwszej pieśni, która ma nas obudzić z pewnego uśpienia, a i pobudzić do głębszej refleksji i do miłości, znajdujemy następujące stwierdzenie: „Upał serca swego chłodzę, gdy w przepaść Męki Twej wchodzę”.
Nigdy dotąd nie przeżywałem Gorzkich żali tak, jak uczyniłem to w ostatnim tygodniu, gdy przygotowywałem się do dzisiejszego spotkania.
Najpierw wyszukałem – zgodnie z treścią Gorzkich żali - wszystkie cierpienia, które zostały zadane Jezusowi. Oto one:
    1. uczeń zły całuje
      2. żołnierz powrozami grubymi związany
3. bije, popycha tłum nieposkromiony, nielitościwie z tej i owej strony
4. za włosy targa
5. zbrojną żołnierz rękawicą chlusta, (ręką zbrodniczą wypoliczkowany)
  1. od fałszywych dwóch świadków za zwodziciela niesłusznie podany
  2. okrutnie cierniem ukoronowany
  1. głupim nazwany
  2. w szkarłat na pośmiech ubrany (na pośmiewisko purpurą odziany)
  3. cierniem …. ozdobiony
  4. jako łotr godzien śmierci obwołany
  5. po ślicznej twarzy tak sprośnie zeplwany
  1. pod przysięgą od Piotra, po trzykroć z wielkiej bojaźni zaprzany
  2. od okrutnych oprawców, na sąd Piłata jak zbójca szarpany, (od Piłata niesłusznie, na śmierć krzyżową od ludzi skazany)
  3. od Heroda i dworzan zelżywie wyśmiany,
  4. w białą szatę szydersko, na większy pośmiech i hańbę ubrany
  5. u kamiennego słupa, niemiłosiernie biczami wysmagany, przy słupie obnażony, (rózgami zsieczony srodze biczowany)
  6. cierniowym wieńcem ukoronowany, ostrym cierniem zraniony
  7. trzciną po głowie bity,
  1. przez lud wyszydzany, zelżony, wzgardzony
  1. wszystek skrwawiony
  2. obrzucany bluźnierstwami, zelżywościami, zniewagami, okrutnymi szyderstwami, obelgami, pohańbiony (bluźnierstwami od złego współwiszącego łotra wyszydzany, szyderczo wyśmiany)
  3. do sromotnego drzewa, przytępionymi gwoźdźmi przykowany, (ręce i nogi przebić sobie daje)
  4. zadane Mu zostają rany i męki, (zmęczony i krwią zbroczony)
  5. jako złoczyńca z łotry porównany,
  6. niesłuszne przed sądem oskarżony, na śmierć krzyżową od ludzi skazany
  7. na drzewie hańby ukrzyżowany,
  8. gorzką żółcią i octem, … napawany,
  9. jeszcze po śmierci włócznią przeorany.
Rodzi się pytanie, kto ponosi odpowiedzialność za takie okrutne potraktowanie Jezusa Chrystusa. Z punktu widzenia jedynie danych historycznych Jezus zostaje skazany na śmierć ze względów religijnych i politycznych.
Żydzi oskarżali Jezusa na podstawie przesłanek religijnych o bluźnierstwo – przypisywanie sobie tytułu Mesjasza i Syna Bożego, Rzymianie te same przesłanki ujmowali w sensie politycznym. Mesjanizm Chrystusa w jego szczególnym ujęciu był uznawany za bluźnierstwo, według kodeksu rzymskiego był zbrodnią w sensie politycznym. Piłat skupia się przede wszystkim na oskarżeniu postawionym przez Sanhedryn Jezusowi i stawia mu pytanie: „Czy ty jesteś Królem żydowskim?” Postawienie tego rodzaju pytania służy do uwypuklenia, że proces rzymski jest sądem nad królem Żydów, posiada więc charakter polityczny. (L. Kochanowski. Religijne i polityczne przyczyny śmierci Jezusa i jej konsekwencje zbawcze. http://www.ndk.archibial.pl/art.php?id_artykul=127 dostęp 16 III 2019).

O przesłankach natury religijnej zadecydowali religijni przywódcy Izraela, który w wystąpieniu Jezusa widzieli zagrożenie dla wiary i aktualnej sytuacji politycznej w jakiej znajdowali się. Aby wyeliminować Jezusa ze swego życia religijnego udali się do przedstawiciela okupanta ukazując zagrożenie dla cesarstwa rzymskiego. Z punktu widzenia danych historycznych dramat Żydów polega na tym, że dla rozwiązania wewnętrznego problemu posłużyli się znienawidzonym okupantem.
Zapadł wyrok, zgodnie z prawem rzymskim należało go wykonać. Tyle fakty, natomiast rodzi się pytanie, dlaczego na kanwie tego ludzkiego dramatu tyle agresji, nienawiści. Przecież tak naprawdę ci, którzy zadawali Jezusowi niepotrzebne cierpienia często nawet Go nie znali, niektórzy tylko słyszeli o Nim, inni, którzy przechodzili obok Niego, gdy niósł krzyż, nawet nie wiedzieli, kto to jest. Zakwalifikowali Go bezmyślnie, podobnie jak dwóch jego towarzyszy, do grona poważnych zbrodniarzy zasługujących na śmierć.
Których cierpień można było uniknąć, bo nie było konieczności ich zadawania ? Z istoty wyroku, który zapadł, wynikało, że zostały uwzględnione zeznania fałszywych dwóch świadków (za zwodziciela niesłusznie podany). Następuje skazanie na śmierć krzyżową, a więc w konsekwencji rozpoczyna się droga krzyżowa i męki z tym związane. Ukrzyżowanie zostaje dokonane przez przybicie rąk i nóg do krzyża, w efekcie następuje konanie i śmierć na krzyżu.


Wypisałem wszystkich, którzy według treści Gorzkich żali krzywdzili Jezusa Chrystusa od modlitwy w Ogrójcu aż do skonania na krzyżu:
    - nieposkromiony tłum – pospólstwo - lud
    - Piłat, Herod i dworzanie
    - Annasz i Kajfasz - sędziowie
    - fałszywi dwaj świadkowie
    - żołnierze - swawolne żołdactwo - okrutni oprawcy - srogi Malchus
    - stojący wokoło i przechodzący
    - Judasz i Piotr.
Wobec powyższego pozostaje nadal pytanie: dlaczego ludzie, którzy nawet nie znali Jezusa Chrystusa zachowywali się wobec Niego w sposób bardzo okrutny opisany w Gorzkich żalach ? Przywódcy religijni Izraela może nawet działali w dobrej wierze dbając o zachowanie czci dla Jedynego Boga ? Czy zapomnieli o przykazaniu miłości?! Czy musieli podburzać tłum, aby skazać Jezusa na śmierć ?! Na terenie naszej Parafii mieszkają ludzie wierzący w tego samego Boga, ale inaczej aniżeli my. Czy nie daj Boże wrogość wobec nich nie uzasadniamy przesłankami wynikającymi z naszej wiary. Przecież Oni, tak jak i my są dziećmi tego samego Boga. Także za nich i dla nich cierpiał, umarł i zmartwychwstał Jezus Chrystus. I szczególnie wobec Nich winniśmy świadczyć im pomoc i okazywać życzliwość. Żołnierze działający w sposób przekraczający ich służbowe obowiązki. Byłem jako kleryk dwa lata w wojsku. Byli tam w Bartoszycach dowódcy wykonujący w sposób dobry swoje obowiązki – sierżant Adamczyk – szef zaopatrzenia kompanii, kapral Lipa – dowódca II plutonu. Dlaczego w tym gronie nie mogę wymienić innych dowódców, chociaż nadal pamiętam ich nazwiska. Czy musieli znęcać się nad podwładnymi ? Za co ? Przecież nikt z nas, nikomu z nich osobiście nie zawinił, chociażby przez to, że trafił do specjalnej jednostki kleryckiej, w której oni odbywali służbę wojskową ?

Skąd tyle zła, nienawiści, agresji w zachowaniu ludzi ?
Pytanie skąd zło, jest tak stare, jak długo człowiek żyje na tej ziemi.
Misterium iniquitatis – tajemnica nieprawości. Na tym moglibyśmy poprzestać, ale jednak można i trzeba szukać przyczyn zła, bo bez tej refleksji także bezmyślnie możemy popełniać zło i udawać, że nie wiemy dlaczego tak czynimy.
W świetle religiologii, nie tylko judaizmu i chrześcijaństwa, Bóg stworzył wszystko dobrym, przede wszystkim bardzo dobrym stworzył człowieka. Dramat odrzucenia Boga my nazywamy grzechem pierworodnym, a jego konsekwencje, nawet ludzie bez wiary, doświadczają jako zło.
Co świadczy o obecności zła w naszym życiu:
  • wątpienie w dobroć i życzliwość Boga połączone z pytaniem o cierpienie, a szczególnie o cierpienie niewinnych dzieci, dlaczego śmierć ?!
  • wątpienie w dobroć drugiego człowieka, źle o mnie mówi, mógłby pomóc, a nie pomógł
  • wątpienie w sens bycia dobrym: brak wdzięczności, zauważenia dobroci, brak odwzajemnienia. Tyle razy próbowałem być dobrym, a mam wrażenie, że mnie wykorzystano.
Jakie znaleźć wyjście z zaistniałej sytuacji:
  • szukanie dobra, a nie zła; unikanie w rozmowach zła - złe mowy psują dobre obyczaje – przestrzega św. Paweł.
  • zauważanie dobra, eksponowanie dobra, pomnażanie dobra. Czy opowiadając o tym, co ktoś uczynił złego, nie mam czasami na uwadze tego, co może nie powiem, a jednak jak pokusa przechodzi przez myśl – ja jestem lepszy. Czy także w ten sposób nie wywyższamy siebie ?
  • nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj – podpowiada św. Paweł. Eksponowanie zła prowadzi do odbierania ludziom nadziei. Po co być dobrym, gdy zło zwyciężą ?!
  • dobrze jest być dobrym. Tylko wówczas jestem, gdy jestem dobry – stwierdził genialnie Roman Brandstaetter. To, co było złe, chcielibyśmy wymazać z pamięci własnego sumienia, chcielibyśmy, aby i ludzie nam przebaczyli i zapomnieli to zło, które od nas doświadczyli. Współgra z tym określenie grzechów jako martwych czynów – autor listu do Hebrajczyków. Gdy mówimy o złu, którego doświadczył Jezus Chrystus musimy dopowiedzieć, że na drodze krzyżowej – patrząc oczyma wiary – zostały w jakiś tajemniczy sposób zsumowane wszystkie ludzkie grzechy, nieprawości, zbrodnie. Może przerażać nas to, że Jego spotkało wszelkie zło.
    Gdy spotykamy na naszej drodze ludzi, którzy zioną nienawiścią to także dlatego, że oni najpierw bardzo kochali i doznali zdrady rozczarowania. Pewnie dlatego ks. Jan Twardowski zauważył, że nie ma ludzi złych są tylko nieszczęśliwi. Zostali tak zranieni, odrzuceni, oszukani, że trudno im teraz uwierzyć w miłość. W tej sytuacji żyją jak martwi, nie wierzą w nic i nikomu. Zachowanie Jezusa Chrystusa na drodze krzyżowej jest bardzo wymowne, właśnie przez to, że niewiele mówił, jakby doszedł do wniosku, że nie da się powstrzymać słowami ludzi, którzy krzywdzą. Pewnie dlatego tak subtelnie zwrócił uwagę matkom, aby nie płakały nad Nim, a nad swoimi dziećmi, bo przyczyna Jego cierpienia jest w naszych grzechach. Nie powstrzymał ręki tego, kto Go uderzył. Nie powstrzymał tego, kto Go opluł. Nie przeciwstawił się tym, którzy z Niego kpili, zadawali Mu dodatkowy ból, chociażby przez koronowanie cierniem. Pomocą w zrozumieniu zachowania Jezusa Chrystusa jest porównanie go do baranka prowadzonego na rzeź, z którym właściwie można zrobić wszystko, co się chce. A On nawet nie otworzył ust swoich, aby się użalić przed ludźmi, aby prosić ich o miłosierdzie. Natomiast z wysokości krzyża znając prawdę o tych, którzy Nim poniewierali, znęcali się nad Nim, Go krzywdzili, prosi: Ojcze odpuść im, bo nie wiedzą, co czynią. Jest u kresu życia, u kresu wytrzymałości, a pamięta o nas. Nie wypomina nam naszych grzechów, a przecież każdy nasz grzech stał się powodem Jego cierpienia i śmierci. Mamy przed ołtarzem w naszym kościele napis: któryś za nas cierpiał rany. Nie ma takiego naszego grzechu, chociażby powszedniego, który nie wywołał cierpienia Jezusa Chrystusa. Teraz, gdy jesteśmy bardziej świadomi, jakie konsekwencje mają nasze grzechy, nie możemy udawać, że nie wiemy, co myślimy, co mówimy, co czynimy ! Ci, którzy towarzyszyli Jezusowi Chrystusowi nie wiedzieli do końca, kim On jest. Przede wszystkim nie wiedzieli, bo nawet, gdy słyszeli o tym, nie uwierzyli w Jego zmartwychwstanie. W Jego cierpieniu jest także miara miłości do każdego z nas, a właściwie jest to miłość bez miary, gotowa na wszystko, gotowa na cierpienie i śmierć.
    Pewnie bliskie jest Jezusowi Chrystusowi wyznanie św. Matki Teresy z Kalkuty.
      Mimo wszystko...
Ludzie są nierozumni, nielogiczni i samolubni. 
Kochaj ich, mimo wszystko.                   

Jeśli czynisz dobro, oskarżają cię o egocentryzm. 
Czyń dobro, mimo wszystko.
 
Jeśli odnosisz sukcesy, zyskujesz fałszywych przyjaciół i prawdziwych wrogów.
Odnoś sukcesy, mimo wszystko.

Twoja dobroć zostanie zapomniana już jutro. 
Bądź dobry, mimo wszystko.

Szlachetność i szczerość wzmagają twoja wrażliwość. 
Bądź szlachetny i szczery mimo wszystko.

To, co budujesz latami może runąć w ciągu jednej nocy.
Buduj, mimo wszystko.

Ludzie w gruncie rzeczy potrzebują twojej pomocy, mogą cię jednak zaatakować, gdy im pomagasz. 
Pomagaj, mimo wszystko.

Dając światu najlepsze, co posiadasz, otrzymujesz ciosy.
Dawaj światu najlepsze, co posiadasz, Mimo wszystko.




Relacja do Boga Ojca - modlitwa Jezusa.

Treść Gorzkich żali wyznacza nam tematykę naszych rozważań.
Chcemy przyjrzeć się bliżej Jezusowi Chrystusowi jako Człowiekowi po to, aby lepiej zrozumieć siebie samych. Chcemy spojrzeć w kolejne niedziele Wielkiego Postu na naszego Pana i Nauczyciela w następujących Jego relacjach:
- do Boga Ojca,
- do ludzi, którzy Go krzywdzili,
- do ludzi, którzy spieszyli Mu z pomocą, - do cierpienia, które Go spotykało, - do zbliżającej się śmierci.
Dzisiaj chcemy jedynie odnieść się do relacji Jezusa Chrystusa do Boga Ojca.
Kim jest Jezus Chrystus ? Drugą Osobą Trójcy Świętej – Synem Bożym, który stał się człowiekiem. Autor listu do Hebrajczyków napisał o Nim, że był podobnie jak my doświadczony we wszystkim, z wyjątkiem grzechu. (4,15).
I jako Człowiek był najpierw pod sercem Matki, potem rodził się w Jej bólu i jako niemowlę przeżywał to wszystko, co przeżywa każde dziecko. A gdy zaczął myśleć jako Człowiek, zastanawiał się nad tym, kim jest ? Nie wiemy, czy rozmawiał z Rodzicami na temat tego, jak począł się, gdzie narodził się, co Mu zagrażało ze strony Heroda ?
Z pewnością zaczął się także modlić do Boga – swego Ojca – i właśnie na modlitwie poznawał także siebie jako Człowieka. Zastanawiał się nad tym, co ma w życiu robić ? Ciekawe, że aż do trzydziestego roku życia pozostawał z Rodzicami wspomagając w pracy św. Józefa i tym samym pomagał w utrzymaniu domu.
Gdy jednak przyszła Jego godzina, aby z woli Boga Ojca podjąć swoją życiową misję ruszył do Jana Chrzciciela i w czasie chrztu usłyszał: Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie. Wtedy zstąpił na Niego Duch Święty. To wszystko, co wówczas przeżył, wydaje się, tak dalece przerastało Jego ludzkie możliwości, że przez 40 dni w samotności, z dala od ludzi, próbował jako Człowiek zrozumieć, co stąd wynika.
Także Jego uczeń Szaweł – po nawróceniu – na trzy lata zniknął z życia publicznego, i dopiero po przemyśleniu i przemodleniu wszystkiego, co przeżył, rozpoczął dzieło misyjne.
Wierzę, że – Jezus jako Człowiek - o wszystko, cokolwiek miał zrobić w dziedzinie swojej misji, pytał Boga Ojca, dlatego modlił się, bo szukał Jego woli, bo sam z siebie, jako Człowiek, nie wiedział z pewnością, co ma robić. Gdy czytamy Ewangelie spotykamy wielokrotnie Jezusa na modlitwie. Obliczono, że Ewangelie odnotowują czternaście takich świadectw. Mam przeświadczenie, że czyni tak dlatego, że jest jako Człowiek we wszystkim nam podobny, nie wie niejednokrotnie, co ma czynić ? Szuka światła, szuka pomocy, bo nie wie, bo wydaje Mu się, że mogłoby być inaczej, lżej. Posłuchajmy jeszcze raz słów zawartych w Gorzkich żalach. W pierwszej części będziemy rozważali, co Pan Jezus wycierpiał od modlitwy w Ogrójcu, aż do niesłusznego przed sądem oskarżenia. Klęczy w Ogrójcu, gdy krwawy pot leje, me serce mdleje. Jezu, na modlitwie w Ogrójcu, strumieniem potu krwawego zalany, ...! Widzę, że Syn ukochany, w Ogrójcu cały zalany, potu krwawym potokiem.
Wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. (Ewangelia według św. Marka 26,37). Sięgnijmy teraz po Ewangelię według św. Łukasza: Gdy przyszedł na miejsce, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: «Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! (22, 41-42)
W tym momencie Jezus – jako Człowiek - jest świadomy, że kończy się Jego doczesne życie, że zbliża się cierpienie i śmierć. Zresztą to cierpienie tak Go przenika, a może i przeraża, że prosi wprost Ojca, aby zostało Mu zaoszczędzone: Ojcze zabierz ode mnie ten kielich ! W tej prośbie dostrzegam Jezusa, jako kogoś bardzo mi bliskiego. Jezus najpierw realnie rozpoznaje sytuację, w jakiej znalazł się. Nienawiść religijnych przywódców Izraela sięga zenitu. Jezus czuje, że to, co Go czeka, przerasta Jego ludzkie możliwości, dlatego prosi nie tyle o pomoc Boga Ojca, ale wprost prosi o zachowanie Go od cierpienia i śmierci: Ojcze zabierz ode mnie ten kielich. Celowo w tej prośbie Syna pominąłem jeden bardzo istotny szczegół, aby go teraz wyeksponować. Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Ta prośba, aby cierpienie zostało Mu zaoszczędzone, poprzedzona jest jednak jednym warunkiem, w której najpełniej wyraża się relacja Syna do Ojca: Jeżeli Ty chcesz i na kanwie tego stwierdzenia trzeba czytać następne słowa: Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! Wynika stąd, że Jezus nie poprzestaje tylko na tym, czego chce sam dla siebie, lecz wyraźnie dodaje, że rezygnuje z tego, jeśli to, o co prosi, nie odpowiada temu, czego chce Jego Ojciec. Jezus jest w tym momencie u kresu ludzkich możliwości. Możemy powiedzieć, że już wtedy wewnętrznie umiera, znakiem tego jest pojawiająca się wraz z potem krew. Wtedy także Bóg Ojciec wie doskonale, ile może wytrzymać Człowiek, dlatego spieszy Mu z pomocą, Jezusowi ukazuje się … anioł z nieba i umacniał Go.
Myślę, że rzadko modlimy się tak jak Jezus. My po prostu przedstawiamy nasze prośby w sposób bezwarunkowy. Tak ma być i koniec. Kto z nas świadomie dodaje: Boże, jeśli chcesz, spełnij moją prośbę. Kto z nas w obliczu tego, o co prosi, zgadza się z tym, czego chce Bóg i pozostawia Bogu wolność i dodaje: Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! Kto z nas zgadza się na to, czego chce Bóg, jeśli to, co my chcemy wydaje się lepsze, łatwiejsze, bardziej odpowiadające naszym pragnieniom. Przecież Jezus nie prosił o nic złego. Prosił jedynie o zaoszczędzenie Mu potwornego cierpienia.
Ciekawe, że w tym opisie Ogrójca nie ma wprost interwencji Boga Ojca i tłumaczenia, dlaczego trzeba cierpieć. Przychodzi, co prawda Anioł, aby umocnić Jezusa, ale Bóg Ojciec zda się, że milczy, nie zrzuca Mu chustki, którą mógłby otrzeć twarz z krwawego potu. Dlaczego właśnie tak ?!
Myślę, patrząc oczyma wiary na Jezusa Chrystusa w Ogrójcu, że Bóg nie chce, abyśmy zmieniali krzyż, który dźwigamy na lżejszy, lecz daje nam więcej siły po to, abyśmy udźwignęli ten, który jest nasz, może cięższy, a jednak nasz.

Może zrodzić się pytanie, gdzie i od kogo Jezus – jako Dziecko – uczył się modlitwy. Zapewne w rodzinie. Przecież Jego Matka – Maryja – modliła się. Scena Zwiastowania została wpisana w kontekst modlitewny: Maryja natenczas psałterz czytała, czyli modliła się jak każdy wierzący Żyd psalmami. Dwunastoletni Jezus zostaje dłużej w świątyni jerozolimskiej, bo „chce być w sprawach Ojca”, czyli poznawać to, czego pragnie Bóg Ojciec, chce cieszyć się obecnością Ojca, po prostu chce być z Nim, doświadczać Jego miłości. W Ewangelii to pierwsza wzmianka o świadomym spotkaniu Jezusa Chrystusa z Bogiem Ojcem w świątyni. Ciekawe, że temu spotkaniu towarzyszy także rozmowa z tymi, którzy tam byli. Czy nie znajdujemy w tym znaku, że i my po spotkaniu na modlitwie z Bogiem winniśmy przedłużyć owoce tego spotkania na rozmowę o Bogu z naszymi najbliższymi. Wśród wielu tematów, które podejmujemy w dyskusjach, można szczególnie z Dziećmi, rozmawiać o tym, co przeżyliśmy w kościele. Przed tygodniem ks. Dominik mówił tutaj, że rodzice mogą w domu tłumaczyć, co przeżywamy w kościele, co usłyszeliśmy, co zrozumieliśmy, do czego warto jeszcze powrócić. Nauczanie religii w szkole nie rozwiąże nam problemu religijnego wychowania dzieci. Wiedza tam przekazywana wszystkim, nie może nawet uwzględnić specyfiki każdego dziecka, jego osobistych, indywidualnych problemów, które znają tylko rodzice.
Życia uczyliśmy się żyjąc w naszych rodzinach. Modlitwy możemy nauczyć dzieci także w rodzinach, po prostu modląc się razem z nimi. Dzieci najpierw może tylko nudzą się, nie rozumieją, a potem, coraz bardziej w tej modlitwie uczestniczą. Wystarczy tutaj patrzeć na te dzieci, które przychodzą z rodzicami na Msze święte. Wydaje się, że one najpierw mają swój własny świat, ale z czasem coraz więcej zaczynają rozumieć i po pewnym czasie zaczynają się modlić razem z innymi. Czują, że są u siebie, a kiedy rozpoczyna się przygotowanie do Komunii świętej, nie potrzeba ich uczyć, co zrobić, gdy wchodzi się do kościoła, jak uczestniczyć we Mszy świętej. One poznały to wcześniej przez przykład swoich rodziców. Dzieci najpierw zachowują się dokładnie tak jak rodzice. I jak rodzic pięknie klęka, żegna się, to samo czyni jego dziecko, jakby odwzorcowuje zachowanie swojej mamy, czy taty. Nieraz wprost patrzy na nich.

Możemy dzieci zapisać na kolejne dodatkowe korepetycje, różnorodne zajęcia sportowe i rekreacyjne, jeśli jednak nie nauczymy dzieci modlitwy poprzez osobisty przykład, wyjdą z domu i nasze pociechy staną się naszymi zmartwieniami. Człowiek bez modlitwy jest jak okręt płynący bez określonego celu. Człowiek, który nie modli się, w istocie, nie chce słuchać Boga. Nie chce słuchać tego, co Bóg bardzo osobiście chce mu powiedzieć w głębi jego serca. Ciekawe, że w środę popielcową słyszymy Jezusa Chrystusa, który kładzie nacisk na modlitwę indywidualną w ukryciu: Gdy chcesz się modlić się modlić wejdź do swojej izdebki.
Modlitwa jest bowiem spotkaniem z Bogiem, które dokonuje się w głębi mojego serca. Jeśli czegoś nie przyjmę sercem, wtedy to, co wpadnie jednym uchem, wypadnie drugim.
Modlitwa jest trudna i dlatego Jezus jako Człowiek, także uczył się modlić. Często zapominamy, że nie jest najważniejsze to, co my powiemy, chociaż Chrystus mówił wyraźnie: Proście, a otrzymacie. Bóg nie chce mieć do nas innego dostępu, jak taki kiedy się na Niego otwieramy, pokazujemy Mu całe nasze życie. Jednak modlitwa nie polega tylko na tym, abyśmy nieustannie mówili, powtarzali słowa modlitwy, chociaż różaniec jest bardzo dobrym sposobem modlitwy, bo wtedy rozważamy tajemnice życia Jezusa i Maryi. Nie mamy jednak jeszcze przekonania do tego, żeby po prostu z Bogiem być. W Katechizmie Kościoła Katolickiego znajdziemy świadectwo modlitwy prostego człowieka: Wpatruję się w Niego, a On wpatruje się we mnie – mówił do swego świętego proboszcza Jana Vianney'a wieśniak z Ars modlący się przed tabernakulum. (KKK 2715). Także ludzie, gdy kochają się, to wystarczy im, że są ze sobą. Gdy jedna osoba wyjeżdża, druga tęskni, po powrocie opowiadają, co przeżyli, ale radość największą mają z tego, że znowu są ze sobą. Podobnego doświadczenia Boga nam potrzeba. Mamy całodniową adorację Najświętszego Sakramentu w każdy I piątek, codziennie od rana do wieczora drzwi kościoła są otwarte. Można przyjść, usiąść, być. Po ludzku tylko rozumiejąc tracimy czas, jednak właśnie na modlitwie lepiej poznamy siebie, aniżeli szukając rady u ludzi, którzy do końca nas nie poznali i sami często są zagubieni. Tutaj Bóg mówi bardzo kompetentnie do naszego serca. Warto w tym spotkaniu dać Bogu szansę, warto w tej ciszy uradować się, że jest Ktoś kto mnie kocha, słucha, Komu zależy na mnie.
Posłuchajmy, co na temat modlitwy mówił znany, szczególnie z transmisji radiowych z Mszy świętych radiowych z Bazyliki św. Krzyża w Warszawie, ks. Piotr Pawlukiewicz:
To, o czym my jesteśmy przekonani, że jest słuszne - nie koniecznie jest słuszne w oczach Pana Boga. Mojżesz, ile razy pytał Pana Boga co robić. Dawid radził się Pana Boga, gdzie ma iść. Pan Bóg takie rozmowy prowadzi. Ktoś powie,'a to były wyjątki'.
Biblia nie jest księga wyjątków- jest księgą przykładów.
Rozmawiałeś kiedyś z Panem Bogiem? Wielu może powiedzieć 'modlitwa jest rozmową z Panem Bogiem, modlę się'.Rozmawiasz z Nim,słyszysz Go? On coś do ciebie powiedział? Tu leży przyczyna wielu tragedii. Wielu ludzi wyjechało do Irlandii,do Anglii i nie zapytało Pana Boga czy to dobry pomysł.(...) My się nie pytamy Pana Boga o pewne rzeczy. My myślimy, że pewne rzeczy są oczywiste, np. moja koleżanka przeżywa kłopoty, to ja jej pomogę - zapytaj Pana Boga, bo Pan Bóg powie 'nie, ty jej nie pomożesz, jesteś za słaba na to'.
Ktoś np. jest ojcem, dostał nagrodę w pracy i szykuje synowi 10.000 zł, ojciec daje synowi, to jest dobre- zapytaj Pana Boga, bo te 10.000 może być początkiem jakiegoś końca. Trzeba się pytać Boga. Rozmawianie z Bogiem, stawianie pytań, a jak On mi odpowie?- odpowie od środka. Nie będą to głosy z kontaktu, tylko odpowie od środka. Zacznijcie rozmawiać z Panem Bogiem. Potem jak się człowiek nauczy i usłyszy Jego głos, w tych sprawach mniej ważnych, będzie mógł zadawać pytania coraz bardziej poważne.
Na koniec warunki dobrej modlitwy:
- znaleźć stały czas i miejsce. Wieczorem wystarczy dwie trzy minuty wcześniej położyć się, aby następnego dnia dwie trzy minuty wstać wcześniej i poświęcić je na modlitwę. Gdy w ciągu dnia wracam do tej modlitwy porannej, czuję się dobrze, bo rozpocząłem dzień z Bogiem. Bóg jest ze mną i mam tego świadomość. A gdy o Nim zapomnę, wtedy niestety łatwiej ulegam pokusie, bo zapomnienie o Bogu jest przyczyną każdego grzechu.
- poznawanie aktualnej prawdy o sobie,
- skonfrontowanie tego, co zamierzam, z tym, czego chce Bóg, my pewne sprawy próbujemy przemycić. Nie uwzględniając zdania Bożego będzie powtarzali pewne błędne poglądy tylko dlatego, że wydaje się nam, że tak większość myśli. Jeśli ktoś odwołuje się do argumentów wiary, może zostać wyśmiany przez tego, kto nie modli się, kto nie słucha Boga.
Modlitwa jest i pozostaje najprostszym znakiem wiary. Nie sądzę, aby człowiek wierzył Bogu, gdy nie chce z Nim rozmawiać. Gdy ludzie ze sobą nie rozmawiają, nie wiedzą, co kto myśli, co zamierza. Jak mogę poznać to, co chce Bóg ode mnie, jeśli nie daję Mu szansy, aby mi powiedział, co jest dobre, a co złe.
Przykład modlącego się Jezusa dowodzi, że Bóg nie pomaga nam tak, jakbyśmy chcieli, żeby było lżej. Może być nawet trudniej, ale On da mi więcej sił, jeśli zaakceptuję Jego wybór.
Jezusowi Bóg Ojciec nic nie ulżył, gdy idzie o ciężar krzyża i miarę cierpienia, ale posłał Anioła ku pomocy. Tak będzie i w naszym życiu. Nie otrzymamy krzyża lżejszego, ale im słabsi będziemy, tym większej możemy spodziewać się pomocy.
Owocem dobrej modlitwy jest zawsze umocnienie ze strony Boga. Może nie zrozumiemy więcej, nie zrozumiemy wszystkiego, ale otrzymamy pomoc.


Msza święta za Ojczyznę - 100. Rocznica Powstania Wielkopolskiego i Bitwy o Brzozę (3 II 2019)

Jesteśmy tutaj na modlitwie za naszą Ojczyznę. Nie możemy jednak i nie chcemy – zapomnieć o żołnierzach, którzy przybyli jako Powstańcy Wielkopolscy, aby przynieść tym Ziemiom wyzwolenie. Patrząc jedynie w perspektywie strategii wojskowej, bitwa o Brzozę prowadzona w dniach 19 na 20 stycznia 1919 roku zakończyła się tragiczną porażką: śmierć poniosło 19 powstańców, a Brzoza pozostała jeszcze przez rok nadal w rękach Niemieckich okupantów.
Dlaczego jednak świętujemy bardzo uroczyście 100 rocznicę tej przegranej bitwy ?! Czytelną odpowiedź daje nam przesłanie pomnika wzniesionego na grobach 12 Żołnierzy, najczęściej 18 i 19 latków. Jeden z Nich został przedstawiony nie jako poległy, lecz jedynie ranny. Twórca projektu tego Pomnika – Władysław Gaca - tym samym jakby nie chciał pogodzić się ze śmiercią tych bohaterskich żołnierzy. Twórca tego pomnika ponad przedstawionym rannym żołnierzem, ponad wszystkimi spoczywającymi pod pomnikiem żołnierzami, umieścił krzyż znak zwycięstwa miłości, a poniżej Jezusa Chrystusa, który zwyciężył wszelkie zło i śmierć. Chrystus Pan spuszcza wzrok i patrzy na swoje umiłowane Dzieci. Nie opuszcza beznadziejnie rąk, ale je wyciąga, aby podnieść każdego poległego z miłości do Ojczyzny i przytulić do swego serca. W ten sposób z tego pomnika, który przypomina czas grozy i śmierci, płynie nadzieja na życie.
W ten sposób, w tym pomniku, Polacy żyjący na tej ziemi wyrazili w roku 1923 (4 lata po bitwie o Brzozę) wdzięczność żołnierzom identyfikując się z nimi i nadając im zasłużony tytuł bohaterów, dlatego nad pomnikiem znajdziemy napis: „Naszym Bohaterom Poległym w Brzozie w styczniu 1919 roku”.
Ich przelana krew, ich oddane najczęściej - bardzo młode - życie zaowocowało pragnieniem nie tylko uczczenia Ich pamięci pomnikiem, ale wybudowania przy tym pomniku świątyni Kościoła katolickiego, która miała stać się miejscem „Oddawania Bogu chwały, poległym ku pamięci, a żywym na otuchę”. Ta świątynia zamiarem jej budowniczych miała służyć także kształtowaniu patriotycznych postaw.
W tym miejscu warto powrócić do czasu walki o Brzozę i wspomnienia pani Teresy Guzik z domu Lepczyńskiej, które spisał pan Adam Dziewiałtowski – Gintoff: „... od strony szkoły nadszedł niemiecki żołnierz. Przy płocie zaczął z nami rozmawiać, żaląc się na powstańców, że cztery lata razem walczyli w okopach, a teraz strzelają do Niemców. Na palcu Niemca zauważyłam sygnet, który należał do rannego powstańca z Torunia. Nasz rozmówca przyznał się, że zastrzelił rannych”. Z treści tej wypowiedzi można wnioskować, że Niemcy wyświadczyli nam dobrodziejstwo i łaskawie pozwolili nam walczyć u swego boku w czasie pierwszej wojny światowej, za co zresztą w ich rozumieniu powinniśmy być im wdzięczni. Ten, który próbował zniewalać przez prawie 150 lat te ziemie, uważał siebie za dobroczyńce, za przedstawiciela wyższej kultury. Przedstawiciel tego narodu w osobie wzmiankowanego przez Panią Teresę żołnierza zastrzelił rannego. Ja nie podsycam nienawiści do naszych sąsiadów ani na Zachodzie na na Wschodzie, a jedynie odwołuje się do trzeźwego myślenia o prawie i godności każdego Polaka, który nie jest gorszy tylko dlatego, że jest biedniejszy, czy tylko inny.
Treść dzisiejszej Ewangelii wyjaśnia nam, gdzie leży przyczyna wszelkiej wrogości i nacjonalizmów. Co było przyczyną odrzucenia Jezusa Chrystusa przez Jego Ziomków, wskazanie, że inni – nie Żydzi - tacy jak wdowa z Sarepty Sydońskiej, czy Syryjczyk Naman, też są umiłowanymi dziećmi Bożymi i zasługują na cuda dokonane przez Boga. „Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwawszy się z miejsc, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na urwisko góry, na której zbudowane było ich miasto, aby Go strącić.”
To dlatego jedne narody, tylko dlatego, że są bogatsze i lepiej uzbrojone, nadal przyznają sobie prawo narzucania zasad i praw obcych duchowi naszego naszego chrześcijańskiego narodu.
Ta chora ideologia uebermenschów – nadludzi nie umarła z końcem I wojny światowej, lecz zaowocowała jeszcze większą tragedią II wojny światowej.
Niemcy, którzy po raz kolejny w imię swojej chorej ideologii napadli na nasz kraj w 1939 roku dobrze wiedzieli, gdzie jest ostoja polskości i gdzie jest źródło siły naszego narodu, zamknęli dla Polaków kościół, a proboszcza – ks. Franciszka Laczkowskiego - najpierw wygnali do Przyłęk, a potem aresztowali rękoma Ortsbauerfuehrera – miejscowego sołtysa. W końcu zamordowali w dolinie śmierci.
To chora ideologia ateistyczna przyniesiona przez żołnierzy radzieckich sprawiła, że pod jej presją pozostawała Polska, aż do przełomu 1989 roku. Dlaczego w Brzozie dopiero po 66 latach ! od zakończenia II wojny światowej, a więc w 2011 roku, odbudowano pomnik Powstańców Wielkopolskich ? To bardzo widoczne skutki walki z krzyżem, który zwięńczyć miał pomnik, to przejaw widocznej walki z Jezusem Chrystusem, który nie miał prawa pojawić się w centrum pomnika. To przejawy tzw. wolności „demokratycznej” prowadzonej przez władze będące pod presją komunistycznego reżimu, rodem ze Wschodu. Przypomnę pierwszy pomnik postawiono w 4 lata po zakończeniu bitwy o Brzozę, a następny, po 66 latach ! Czy Brzozowianie zapomnieli o poległych - nie! Ale Brzozwianom zakazano określić siebie w swojej tożsamości Polaków wierzących w Boga i wiernych Kościołowi. A na straży „homo sovieticus” stanęli po latach, ci, którzy sądzili, że będą wieczni, jak wiecznie miał żyć Lenin.
Od początku naszej państwowości, czyli od ponad tysiąca lat, Kościół pozostał wierny naszemu narodowi. Dzieje naszego państwa i dzieje Kościoła w naszej Ojczyźnie tak się splatają, że nie sposób mówić o historii Polski bez odniesienia do pozytywnej roli Kościoła. Nie wiem natomiast, czy wszyscy Polacy mają aktualnie świadomość, że walka z Kościołem jest walką z naszą Ojczyzną.
W tej sytuacji zagrożenia naszej chrześcijańskiej tożsamości podejmijmy wołanie św. Jana Pawła II:
"Musicie być mocni. Drodzy Bracia i Siostry! Musicie być mocni tą mocą, którą daje wiara! Musicie być mocni mocą wiary! Musicie być wierni! Dziś tej mocy bardziej Wam potrzeba niż w jakiejkolwiek epoce dziejów. Musicie być mocni mocą nadziei, która przynosi pełną radość życia i nie dozwala zasmucać Ducha Świętego! Musicie być mocni mocą miłości, która jest potężniejsza niż śmierć... Musicie być mocni miłością, która cierpliwa jest, łaskawa jest..." (1979) - Zobacz szerzej treść drugiego czytania z dzisiejszej niedzieli.
"Do was, do was należy położyć zdecydowaną zaporę demoralizacji - zaporę tym wadom społecznym, których ja tu nie będę nazywał po imieniu, ale o których wy sami doskonale wiecie. Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali. Doświadczenia historyczne mówią nam o tym, ile kosztowała cały naród okresowa demoralizacja. Dzisiaj, kiedy zmagamy się o przyszły kształt naszego życia społecznego, pamiętajcie, że ten kształt zależy od tego, jaki będzie człowiek. (1983) Podejmijmy apel płk Zdzisława Przyjałkowskiego, który w imieniu żołnierzy garnizonu bydgoskiego podczas poświęcenia tej świątyni dnia 15 maja 1938 wołał: „Brzoza musi stać się bastionem polskości, strażnicą uczuć patriotycznych i w blasku tej świątyni musi wzniecać się wieczny płomień polskiego ducha na całą okolicę tej nadnoteckiej połaci Rzeczypospolitej. Niech zetrze pozostałe w okolicy resztki śladów niewoli zbuduje moc Polski tak twardą, jak twardy jest sen tych spoczywających tu bohaterów, jak twardy jest granit fundamentów świątyni.”
Zaufajmy Bogu, który także dzisiaj mówi do nas: „Będą walczyć z tobą, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą – mówi Pan – by cię ochraniać” . (pierwsze czytanie z dzisiejszej niedzieli)




Homilia 27 I 2019

Na pytanie: Kim chciałbyś być: bogaty czy biedny spontaniczna odpowiedź jest jednoznaczna. Dlaczego jednak Jezus Chrystus na początku swojej działalności zapowiada, że będzie głosił dobrą nowinę ubogim. Wynika stąd, że ubogi nie oznacza biednego. Jednak to sformułowanie o ubogich budzi mój niepokój. Czy to oznacza, że Ewangelia nie jest dla bogatych ? Czy Jezus nie kocha każdego człowieka, czy nie umarł i nie otworzył nieba dla wszystkich ? Co chce nam dzisiaj powiedzieć Chrystus Pan gdy pozytywnie wyróżnia ubogich, a nie wymienia bogatych.
Kim jest ubogi w rozumieniu Ewangelii. Myślę, że to przede wszystkim człowiek, który ma odwagę myśleć i to nie tylko o pieniądzach. Jest świadomy, że życie nie zależy tylko od tego, ile ma, chociażbym miał bardzo dużo. Dlaczego Chrystus przestrzega bogatych, że będą mieli trudności z wejściem do nieba. Znalazłem ciekawy komentarz do słów Jezusa: „Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego". (Mt 19, 23). Bogactwem jest wszystko co traktuję wyłącznie jako tylko "moje" i kurczowo trzymam przy sobie. Nie chodzi o ilość dóbr, ale o relację serca do ich posiadania. Bogaczem można być nie tylko materialnie, lecz również intelektualnie, zapatrzonym w swoje umiejętności, talenty, zdobycze. Bogatym w Ewangelii jest ten, kto swoją nadzieję upatruje w czymś lub kimś poza Bogiem. (zobacz szerzej: www. biblijni.pl)
W tym znaczeniu słowa bogaty to ktoś, kto jest totalnym egoistą zapatrzonym tylko w siebie i myślącym tylko o sobie. Sądzę, że taki człowiek, jeśli prosiłby o cokolwiek Boga, to tylko po to, aby mieć więcej i pyszałkowato podkreślać swoją wyższość nad tymi, którzy mają mniej i są mniej zdolni i zaradni.
Chrystus jednak nie przebije się ze swoimi duchowymi darami do tego, kto nie chce przyjąć prawdy: „Słowa Twe Panie są duchem i życiem”. (Resp.). Można wyciągnąć stąd wniosek, że bez Słowa Bożego nie ma ducha, nie ma nawet życia ! Co więc zrobić, żeby niezależnie od stanu posiadania i pyszałkowatego myślenia o sobie znaleźć się w gronie ubogich ? Najprościej odpowiadając - można powiedzieć – trzeba zmienić myślenie o sobie. Trzeba uznać swoją ograniczoność, niewystarczalność, ułomność, grzeszność, przemijalność. Takie myślenie jednak bardzo boli, rodzi się wrażenie, że ktoś mnie dołuje, pomniejsza moją wartość, kwestionuje, źle osądza, może nawet wpędza w złe samopoczucie.
Czy jednak przy odrzuceniu tej prawdy o moim różnorakim ubóstwie, staję się kimś innym, lepszym ? Czy to, że nie widzę, albo nawet nie chcę widzieć problemów, oznacza, że ich nie ma ?
Dlaczego więc u wielu ludzi tzw. sukcesu, tyle niezadowolenia, narzekania, depresji, a nawet samobójstw ? Dlaczego niejeden bogaty próbuje kupić miłość, coś, czego kupić nie można, bo miłość nie ma ceny.
Moja refleksja w oparciu o dane przesłanie dzisiejszej Ewangelii jest następująca: Uznaj człowieku, że jesteś tylko człowiekiem. Uwierz człowieku, że jesteś jednak kimś wyjątkowym – dzieckiem Bożym. Przez chrzest zostałaś złączony z Chrystusem do tego stopnia, że Jego Ciało stało się w rozumieniu mistycznym moim ciałem (zob. szerzej drugie dzisiejsze czytanie 1 Kor 12-30). Nie kombinuj więc, a zaufaj Jezusowi Chrystusowi, który jest Twoim Bratem. Zaufaj Bogu, który jest twoim Ojcem. Daj się prowadzić Duchowi Świętemu, który może być dla ciebie natchnieniem.
My przychodzimy tutaj, aby słuchać słowa Bożego. Dzisiaj jesteśmy świadkami tego jak słowa Bożego słuchali Izraelici. Pół dnia bez przerwy, z uwagą i zrozumieniem !
My przychodzimy tutaj, aby w świetle słowa Bożego odkrywać prawdę o sobie, aby stanąć przed Bogiem i prosić Go o pomoc.
Jezus Chrystus ubogim głosi dobrą nowinę. Dlatego Ojciec Święty Franciszek tak bardzo pochyla się nad ubogimi, tak bardzo zabiega o spotkanie z nimi, tak dużo mówi o nich także podczas spotkania w Panamie.
Jezus Chrystus chce naprawdę nam pomóc, chce mówić do nas, chce przyjść do naszego serca, chce przemienić nasze życie, chce być z nami.
Gdy chodzimy po kolędzie, wielokrotnie widzimy, że jedyną nadzieją człowieka jest i pozostaje Jezus Chrystus. Kto nam może pomóc, gdy życie dobiega końca ? Kto nam może pomóc, gdy zwycięża choroba ? Kto nam może pomóc, gdy opuszcza nas ktoś najbliższy, ukochany ?
Gdy spotykamy się z takimi sytuacjami, wiemy, że ci ludzie są ubodzy. Nie mają już nadziei w tym, co może zaproponować drugi, nawet najbardziej kochający człowiek.
Jedyną nadzieją człowieka jest miłość Boga objawiona w Jezusie Chrystusie. „Jest to miłość Pana, miłość codzienna, dyskretna i respektująca, miłość wolności i dla wolności, miłość, która leczy i uwzniośla. To miłość Pana, która wie więcej o powstaniach niż upadkach, o pojednaniu niż zakazach, o dawaniu nowej szansy niż potępieniu, o przyszłości niż przeszłości”. (Ojciec Święty Franciszek w Panamie).




Homilia 13 I 2019

Uczę się ciebie człowieku.
Powoli się uczę, powoli.
Od tego uczenia trudnego
Raduje się serce i boli.
O świcie nadzieją zakwita,
Pod wieczór niczemu nie wierzy,
Czy wątpi, czy ufa - jednako -
Do ciebie, człowieku, należy.
Uczę się ciebie i uczę
I wciąż cię jeszcze nie umiem -
Ale twe ranne wesele,
Twą troskę wieczorną rozumiem.
Autor tego wiersza - Jerzy Liebert - żył na początku XX wieku, a umarł nie mając nawet 27 lat. Na drodze swego życia napotkał jednak różnorakie cierpienia, które doprowadziły go do szukania prawdy o człowieku. Pewnie każdy z nas, kto ma odwagę myśleć, zastanawia się nad tym, kim jest. Także z tego powodu przychodzimy tutaj, szukamy bowiem prawdy o sobie. Przychodzimy tutaj ostatecznie z powodu Jezusa Chrystusa, który tak jak my był człowiekiem, we wszystkim do nas podobnym oprócz grzechu. On rzucił światło także na nasze życie, w tym świetle próbujemy odnaleźć siebie. Co nam dzisiaj Chrystus Pan chce powiedzieć i pokazać na przykładzie jednego z wydarzeń swojego życia. Zaprasza nas nad Jordan, gdzie staje w szeregu grzeszników przyjmujących chrzest z rąk Jana Chrzciciela. Mówi tym samym do każdego z nas: jesteś grzesznikiem i potrzebujesz oczyszczenia z grzechów. Potrzebujesz chrztu, który ja ustanowiłem dając polecenie moim Apostołom i ich następcom: Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody chrzcząc je w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
Tę prośbę Jezusa Chrystusa spełnili przede wszystkim nasi Rodzice, bo zostaliśmy ochrzczeni. I co zmieniło się przez chrzest w naszym życiu ? Zmieniło się bardzo dużo, bo i na nas w momencie naszego chrztu zstąpił Duch Święty, a Bóg Ojciec wypowiedział słowa: „Ty jesteś moim dzieckiem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie”. Dzięki temu za chwilę będziemy mogli wszyscy razem modlić się słowami Ojcze nasz. Dlatego, gdy zastanawiam się nad tym, kim jestem. Jak mógłbym wyrazić prawdę o sobie jednym tylko słowem, powiedziałbym chrześcijaninem, tzn. kimś kto przez chrzest tak dalece zmienił swoją tożsamość, że pozostając człowiekiem stał się dzieckiem Bożym. Przez chrzest nastąpiło takie moje zjednoczenie z Jezusem Chrystusem, że ja człowiek mogę żyć życiem Bożym, a to oznacza w konsekwencji życiem wiecznym. Żyję ja, już nie tylko ja jako człowiek, bo żyje we mnie Chrystus. „Żyję ja, już nie ja, żyje we mnie Chrystus”- św. Paweł.
Przed wezwaniem do modlitwy „Ojcze nasz” nastąpi wyznanie: Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie Tobie Boże Ojcze wszechmogący w jedności Ducha Świętego wszelka cześć i chwała przez wszystkie wieki wieków. Te ważne słowa rzadko stanowią przedmiot refleksji, tym bardziej zatrzymajmy się więc przez chwilę nad nimi. W czasie Mszy Świętej przede wszystkim oddajemy chwałę Bogu Ojcu w jedności z Duchem Świętym, ale dokonuje się to nie tylko przez Chrystusa, ale i z Chrystusem. Jednak najbardziej zadziwiające jest wyznanie w Chrystusie. Co to znaczy w Chrystusie ? To znaczy, że oddajemy chwałę Bogu Ojcu będąc we wnętrzu, może lepiej w sercu Chrystusa. Ja człowiek mogę być w sercu Boga. Jak matka bierze dziecko w swoje dłonie, tak Bóg bierze mnie w swoje dłonie i umieszcza w swoim sercu. W konsekwencji tego trzeba z pokorą wyznać: Ja nie jestem byle kim, ja nie jestem byle gdzie. Ja jestem dzieckiem Bożym, które ma swoje miejsce w sercu Bożym. Czy jest większa godność dla człowieka, jak godność dziecka Bożego ?! Czy jest gdzieś bezpieczniejsze miejsce dla mnie, niż w sercu Bożym ?!
Ja nie tylko przez chrzest przyoblokłem się w Chrystusa – jak pisał św. Paweł. On nie tylko otacza mnie zewnętrznie jak moje ubranie, czy nawet pancerz. Ja przez chrzest znalazłem miejsce dla siebie w sercu samego Boga, który mówi do mnie: Ty jesteś moim umiłowanym dzieckiem, w Tobie mam upodobanie. A ja odpowiadam: Ojcze mój, Ojcze nasz.


Niech dzisiaj, tak jak w momencie naszego chrztu, otworzy się nad nami niebo, niech zstąpi Duch Święty i odezwie się Bóg Ojciec: Ty jesteś moim dzieckiem umiłowanym, a ja niechaj spojrzę na siebie oczyma wiary jak na dziecko Boże z którym utożsamił się Jezus Chrystus.
I dopiero z tej prawdy kim jestem, wynika wszystko to, co czynię.
To co czynię wymaga jednak refleksji, wymaga modlitwy, dlatego cytowany u początku Jerzego Lieberta wyzna: Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę.
Ja także w codzienności mojego życia muszę dokonywać wyborów. Chcę, jako dziecko Boże, pytać Boga mojego Ojca: Co mam czynić ?
Chcę, jako dziecko Boże, szukać pomocy u Ducha Świętego, który najpierw dopomaga mi w dokonywaniu wyborów, a następnie daje moc w ich realizacji.
Chcę, jako dziecko Boże, upodabniać się do Jezusa Chrystusa, który dla mnie umarł i zmartwychwstał. Dzięki Niemu stałem umiłowanym dzieckiem Bożym i będę żył wiecznie. Amen.










1